ZGODA BUDUJE… KOMINKI. O relacjach firma kominkowa – klient

W poszukiwaniu perfekcyjnej firmy

Czy są perfekcyjne firmy kominkowe? Źródłem informacji o DOBRYCH firmach mogą być nasze Płomienie Roku, które przyznajemy w kilku kategoriach, m.in. firma-produkcja, firma-handel oraz usługi, realizacja. Nasze oceny polegają jednak na ogólnych wrażeniach, jakie odnosimy obserwując aktywność czy asortyment oferowanych produktów. W przypadku realizacji opieramy się na naszym poczuciu estetyki. Co do naszych ocen, to staramy się, aby były one obiektywne i niezależne, poparte wieloletnim doświadczeniem (2003-2023, a więc 20 lat Świata Kominków i o minimum 10 lat więcej redaktora naczelnego), ale też posiłkujemy się opiniami z zewnątrz w kategorii „wybór internautów”.

Normalne relacje firma – klient budowane były długo

Sytuacja, w której firmy kominkowe uczyły się nowego dla nich produktu, a 99% klientów miała mieć pierwszy w życiu kontakt z żywym ogniem w domu, już w założeniu musiała stwarzać wiele problemów. Firmy uczyły się na błędach i kilka lat trwało uświadomienie, jakie faktycznie są możliwości kominków i jak wiele zależy od ich właściwego doboru, prawidłowego montażu i… czytania zaleceń producenta. Okazało się, że wkład kominkowy powinien być wentylowany (wloty i wyloty powietrza o odpowiedniej powierzchni), że muszą być odpowiednie przekroje kominów, dystrybucja gorącego powietrza ma swoje ograniczenia itd. Podnieść poziom pomogły kosztowne błędy i szkolenia w kraju oraz u zagranicznych producentów. Użytkownicy kominków szybko zrozumieli, że jedną szczapką wielkiego domu się nie ogrzeje i ile jest korzyści ze stosowania sezonowanego drewna, a „czarna szyba” to tylko ten najbardziej widoczny efekt palenia mokrym opałem i zamykania całkowitego dopływu powietrza, aby „dłużej się paliło”.

Jeśli trafiały się faktyczne problemy reklamacyjne, to zwykle pojawiały się one przy okazji wprowadzania nowych rozwiązań przez producentów (system podnoszenia drzwiczek) lub stalowo-szamotowych wkładów, w których szamoty zaczęły się zbyt szybko wykruszać. Częste zmiany kursów walut powodowały też zakłócenia w płatnościach, bo klient, który zamawiał wkład przy kursie x, nie bardzo miał chęć dopłacać niekiedy aż 20% przy odbiorze, więc trzeba było jakoś to rozwiązywać. Problem zniknął wraz ze stabilnością złotego oraz pojawieniem się dużej ilości polskich produktów wycenionych w krajowej walucie.

Tak się składa, że wspomniane wyżej szkolenia firm często dotyczyły nie tylko techniki, ale też marketingu, więc w przypadkach konfliktowych stosowano zwykle podręcznikowa zasadę, że klient ma zawsze rację. W skali kraju spraw sądowych – biorąc pod uwagę ilość sprzedawanych i montowanych kominków – nie było wiele. Przez wiele lat produkcja i import oraz popyt w miarę się równoważyły, wiedza i oczekiwania obu stron również, więc kominkowy rynek i relacje firma – klient były w miarę spokojne.

Jedyny i to, niestety, poważny problem, który ten stan zakłócił, stworzony został przez działania antysmogowe, które wbrew wiedzy, rozsądkowi i interesowi kraju kominki oraz drewno ustawiły na szczycie „trucicieli”. Pojawiły się ograniczenia i zakazy użytkowania. Co najgorsze, w efekcie tej nagonki zainteresowanie kominkami wyraźnie spadło, a odwiedzający salony kominkowe już przychodzili z „przepranymi mózgami” i trzeba było nie lada umiejętności i kultury, aby ich nie… wygonić, ale zatrzymać, przekonać. Ci klienci, którzy pozostali kominkom wierni, mogli liczyć na lepszą i bardziej profesjonalną obsługę oraz jeszcze „czystsze” produkty (spełniające Ekoprojekt).

Normalność uleciała wraz z COVIDEM

Wiosną 2019 roku odbyły się wielkie targi Progetto Fuoco w Weronie, z których w ostatnim momencie udało się ekipie Świata Kominków wrócić tuż przed pandemią, która na kilka lat zatrzymała nie tylko imprezy targowe, ale spowodowała przestoje w firmach, ograniczenia transportowe oraz zakłócenia łańcuchów dostaw. Nawet najlepszy, najsprawniejszy producent , który z dnia na dzień został bez komponentów, mógł mieć trudności z realizacją zamówień. Nie każdy miał tyle szczęścia, aby dostawa dotarła akurat na dzień przed kwarantanną. Poza tym nawet jeśli dotarły do producenta klameczki, to i tak mogło brakować np. farb żaroodpornych, więc produkt nie mógł być sfinalizowany.

Wspomniane ograniczenia w sposób najbardziej widoczny dla potencjalnego klienta dotknęły firmy handlowo-usługowe. Eleganckie ekspozycje, które ulokowane były w galeriach handlowych, musiały pozostać zamknięte. Liczny i sprawdzony personel handlowy na skutek choroby jednej tylko osoby musiał pozostawać w domowym areszcie. To samo dotyczyło ekip instalatorów, które albo same były „wyłączone”, albo nie mogły pracować u klienta, który był „zainfekowany”. To były niezwykle trudne czasy dla wszystkich producentów, dystrybutorów, wykonawców. Wszystko, co można było wówczas przekazać klientom, to prośba o… czekanie i na szczęście wielu to rozumiało. W końcu sytuacja z kwarantannami, maseczkami i lockdownami dotyczyła nie tylko branży kominkowej, ale większości aktywności handlowo-usługowych, jak również sfery urzędniczej, edukacyjnej, medycznej. Jednak sytuacja nietypowa wyzwala różne reakcje, więc byli i tacy klienci, którzy albo faktycznie sytuacji specyficznej nie zrozumieli, albo udawali, że nie rozumieją, aby skorzystać i otrzymać jakiś „bonus” czy niższą cenę.

Wiosną 2022 roku nasza ekipa odwiedziła kolejną edycję Progetto Fuoco i chociaż wciąż w wielu miejscach obowiązywały jeszcze maseczki, pierwsza pocovidowa impreza targowa okazała się udana. Był to dla branży kominkowej sygnał do restartu, który – niestety – znowu szybko ustąpił zawirowaniom spowodowanym rosyjską inwazją na Ukrainę.

Tym razem doświadczone pandemią firmy i klienci inaczej na wszystko patrzyli. Firmy kominkowe, szczególnie producenci piecyków i wkładów na drewno, znaleźli się na liście „bardzo potrzebnych” ludziom pragnącym szybko zapewnić sobie niezależne i przystępne cenowo ogrzewanie. Czy to w Hiszpanii, czy w Niemczech, czy w Polsce – wszędzie po kominki ustawiały się kolejki. Klienci, którzy w normalnych warunkach by wybrzydzali i narzekali oraz szukali każdej ryski i niedokładności, w obliczu zagrożenia energetycznego brali wszystko „jak leci” z półek. Kominkowe działy w marketach opustoszały, w kominkowych salonach zostały tylko resztki, a do sprzedaży na portalach ogłoszeniowych zaczęły trafiać używane piecyki przywożone z innych krajów Europy. Aby realizować zamówienia, kominkowi producenci wstrzymali produkcję gazowych kominków, które trafiły na czarną listę, i ograniczali ilość szybko dostępnych modeli. Wykonawcy, szczególnie zduni, zaczęli być zasypywani prośbami o wskrzeszenie nie używanych latami kuchenek i pieców kaflowych, a kilka polskich kaflarni pracowało na trzy zmiany, jak w najlepszych dla kafli czasach „przedkopciuchowych i „przedekogroszkowych”. Taka sytuacja spowodowała, że na pewien czas firmy kominkowe poczuły się „po królewsku”, co u niektórych spowodowało wręcz wypaczenia. Kolejny, w miarę spokojny energetycznie rok, przywrócił ich na właściwe miejsce. Jednak świat nie stał w miejscu, bo intensywna promocja pomp ciepła i fotowoltaiki spowodowały zmiany w ogrzewaniu domów. A masowe zastąpienie kontaktów fizycznych internetowymi sprawiło, że tradycyjne formy handlu zmieniły się bardzo… To, co dawniej robiło się poprzez wizyty w salonie – wybór, projektowanie, dostawa – zostało przeniesione na cyfrowe łącza. Zamiast długich rozmów twarzą w twarz obecnie są emaile i smsy, które mają swoje zalety, ale też wady.

Internet nie zawsze prawdę ci powie

Opisany wyżej czas covidowych i wojennych ograniczeń to nie tylko trudny i mało dochodowy czas dla wielu firm, ale to również czas rozkwitu działalności IT i aktywności internetowej. To, co wcześniej było marginalne (nauka zdalna), teraz wskoczyło na najwyższe „pudło”. Internetowe strony firmowe aktualizowane raz na kilka miesięcy to już za mało! Aktualizacja każdego niemal dnia, częste wpisy na facebooku, instagramie, twitterze… Prowadzenie sklepu internetowego i obecność na tematycznych forach, blogach to obecnie dla wielu firm nie dodatkowe, ale wręcz GŁÓWNE zajęcia. Nie ma firmy kominkowej bez tych cyfrowych aktywności, a ich brak lub opóźnienia w aktualizacji traktowane są przez potencjalnych klientów jak lekceważenie i natychmiast są hejtowane.

Cyfrowy świat to świat szybkich wejść i smartfonowych rozmiarów informacji. Tutaj nie ma miejsca i czasu na długie oprowadzanie po ekspozycji, ani też na wielogodzinne rozważania, która wersja będzie lepsza. Ma być teraz i krótko, bardzo krótko… „szukam zduna”, „potrzebny kominek”, „poznam dobrego wykonawcę”, „gdzie zamówić kominek?”, „kominek dymi, co zrobić?”, „jakiego producenta wkładów wziąć pod uwagę?”, kto mi podłączy piecyk?”. To są autentyczne pytania, jednak zadawane nie wiadomo skąd, nie wiadomo przez kogo (misia-pysia), pozbawione konkretów, chroniące do absurdu prywatność pytającego. Ale odpowiedź ma być natychmiastowa (pilne, czekam!!!), konkretna, najlepiej z ceną (niską).

Wśród prawdziwych potencjalnych klientów kryją się w internecie anonimowi gawędziarze. Nie trzeba się ubierać, ani wsiadać w samochód czy autobus, wystarczy odpalić kompa i już cały kominkowy świat staje przed tobą otworem, kiedy chcesz sobie poplotkować o kominkach. Internetowy savoir vivre sprawia, że wypada odpowiadać szybko na każdego maila i każdy wpis, nawet jeśli jest to banalne „szukam kominka” albo „podpowiedzcie jakiś kominek narożny”.

Salon kominkowy Jotul

W przypadku dużych firm pomaga uruchomienie call-center, które zajmuje się wyłącznie tego typu kontaktami i nie przeszkadza projektantom w ich twórczej pracy, pracownikom na produkcji i wykonawcom, którzy spokojnie mogą wiercić otwory na drabinie. Aby kontakty firma – klient wprowadzić na nowy poziom, pojawiła się sztuczna inteligencja… Mam wrażenie, że nie ominie ten proces również firm kominkowych, chociaż z powodu kosztów inwestycji jako pierwsi wykorzystają AI najwięksi. W przypadku mniejszych firm, intensywna obecność w internecie 24 godziny na dobę i 265 dni w roku może być nie tylko kłopotliwa, ale i… denerwująca. A co dopiero mówić o AI!

A więc jak prowadzić kominkową firmę?

Jak wspomniałem, zasady przez lata promowane przez specjalistów od socjologii biznesu i marketingu obecnie w dużym stopniu przestały być obowiązujące. Wychowani według klasycznych reguł – co dobre, a co złe; co i komu wypada, a co nie – jak również na klasycznych regułach biznesu, to już dzisiaj w dużej mierze emeryci, gatunek niemal ginący… Ludzie się zmienili, co widać nie tylko w polityce, mediach, showbiznesie, ale nawet w kolejkach do kasy w sklepie. Nie oczekujmy, że ktoś (ona lub on), kto pół życia spędza nad smartfonem, jest stale monitorowany i naciskany przez przełożonego w korporacji, nie przestrzega ograniczeń prędkości, z premedytacją parkuje na kopercie dla niepełnosprawnych i poluje od świtu do nocy na tani ser w supermarkecie, po wejściu do kominkowego salonu naraz się zmieni, jak w Harrym Potterze, i będzie naszym super klientem. „Nasze” kominki tej cudownej mocy nie mają i on/ona w salonie kominkowym z pewnością się nie zmieni! Zadowolenie, jeśli już, to pokazuje się emotikonem, a reklamacje wysyła się e-mailem i lepiej na nie szybko i pozytywnie reagować, bo negatywne opinie w internecie mogą dzisiaj każdy, również kominkowy, interes doprowadzić do bankructwa! Tak zachowują się obecnie kominkowi klienci, ale czy młodzi i w średnim wieku właściciele oraz pracownicy kominkowych firm, żyjący w takim samym otoczeniu, są inni? Wbrew opiniom dziadków i ojców, którzy rozpoczynali i rozwijali swoją działalność w tzw. trudnych czasach, dzisiaj wcale nie jest łatwiej.

Trzeba naprzód iść…

Przed prowadzącymi obecnie kominkowe firmy są nowe, inne wyzwania. Wspomniana wyżej walka z negatywnym nastawieniem do kominków i drewna, sprostanie wyzwaniom rynku, który dzisiaj chce więcej piecyków wolno stojących (przez starych zdunów produkt negowany) czy więcej akumulacji, a dopiero wczoraj chciał gazu i wody (której znowu chce!), ale nie wiadomo czego będzie oczekiwał jutro… Istotne jest ograniczanie kosztów działalności, ale też znalezienie dróg współistnienia, a może nawet współpracy z „wrogami” w opinii starszej generacji, czyli fotowoltaiką i pompami ciepła. Otwarcie na różne rozwiązania i elastyczność w wyborze oferty, wykorzystanie tendencji informatycznych i śledzenie ogólnych trendów społecznych może bardzo pomóc w tworzeniu i utrzymaniu korzystnych dla obu stron (win-win) relacji firma kominkowa – klient. Nie uniknie się też tendencji do coraz większej ochrony praw konsumenta, w tym również nabywcy kominków, przez co producentowi, sprzedawcy czy wykonawcy coraz trudniej będzie walczyć nie tylko z faktycznie dotkniętym usterką, ale i zwyczajnie „upierdliwym” klientem.

Trzeba starać się rozumieć zmieniający się świat, iść do przodu, rozwijać się i nie podtrzymywać mitu „ginącego zawodu”, bo ze słabym i „ginącym” nikt się nie liczy, ani politycy, ani urzędnicy, ani nawet klienci.

Witold Hawajski

Kominkowa firma przyszłości

Gdy pojawiły się w Polsce nowoczesne kominki „z wkładem”, rozpoczęcie działalności w nowej branży w zasadzie było proste. Niekiedy wystarczyło nawet na przysłowiowym kiosku z kwiatami czy warzywniaku zawiesić szyld „KOMINKI”, aby sięgnąć po grupę, która nie tylko pomidorka do śniadania czy tulipanów na imieniny potrzebowała, ale też kominka do swojego nowego domu. Kominki były bardzo pożądaną nowością rynkową i jak pewna VIP z branży mówiła – „sprzedawały się same” i nic nie trzeba było więcej robić. Cóż, te czasy mamy dawno za sobą. Zmieniły się kominki, zmieniły się firmy kominkowe, zmienili się kominkowi inwestorzy i użytkownicy. Kiedy to nastąpiło? W zasadzie proces zmian przebiega w sposób ciągły już od samego początku lat 90. XX wieku, więc trudno podać jakąś konkretną datę. Co jednak nie oznacza, że zmiany są regularne, planowe, miesiąc po miesiącu i rok po roku. Chociaż mamy już do czynienia z klientami, którzy kolejny, drugi czy trzeci kominek zamawiają, to wciąż są klienci, dla których jest to kominek pierwszy. Nawet jeśli obecnie dzięki internetowi zdobyć kominkową wiedzę jest łatwiej, to wcale nie oznacza, że zawsze będą to dobre i wiarygodne informacje. Aby się o tym przekonać, wystarczy wejść na liczne kominkowe fora pełne dobrych rad, jak również zwyczajnych bzdur.

Z pewnością rynek kominkowych produktów jest coraz bogatszy, bo to już nie tylko proste żeliwne wkłady, ale również wkłady stalowo-szamotowe o rozmaitych kształtach fasad, piecowe wkłady szamotowe, paleniska z płaszczem wodnym… Kiedyś niezwykłą rzadkością był dopływ powietrza zewnętrznego do paleniska, a obecnie to standard. Piecyki wolno stojące to już nie tylko stylowe formy ze Skandynawii, ale również modele z całej Europy, nie tylko żeliwne, ale i stalowe, o wyszukanym wzornictwie. Paleniska i piecyki na drewno, gaz, bioetanol, prąd czy pellety albo hybrydowe na drewno i pellety. Na dodatek coraz szerszy asortyment urządzeń ogrodowych. To już nie tylko wkłady i piecyki z importu, ale również, czy nawet przede wszystkim bardzo szeroki asortyment produktów made in Poland. Zamiast wełny mineralnej i płyt gipsowo-kartonowych dzisiaj wykonawcy niemal wyłącznie stosują płyty krzemianowe. Profesjonalne materiały zduńskie produkcji krajowej i znanych europejskich manufaktur niemal całkowicie wyeliminowały „zastępcze” kleje, fugi, kratki. Obok systemów rozprowadzania gorącego powietrza (DGP) są też wkłady z płaszczem wodnym współpracujące z centralnym ogrzewaniem.

Zmieniło się wzornictwo, a rustykalne kominki z drewnianą belką ustąpiły miejsca najpierw szlachetnym marmurom, a teraz minimalistycznym bryłom. Do łask wróciły kafle. Ceramika pełni nie tylko funkcję ozdobną, ale też pełnoprawną rolę akumulacyjną w piecach. W nowych piecach, jak również w odnawianych starych, które dostają swoje „drugie życie”. Nie tylko do pieców, ale również do kominków, a nawet piecyków trafiają rozwiązania akumulacyjne, a elektronika sterująca kominkiem czy piecem nikogo dzisiaj nie dziwi.

Oczekiwana z niepokojem faza przejścia na produkty spełniające wymogi Ekoprojektu została przez producentów i dystrybutorów pokonana z niewielkimi tylko problemami i dzisiaj wszystko, co jest oferowane w kominkowej branży, te wymogi europejskie spełnia. Ekologiczne, wydajne i „czyste” paleniska i piecyki to obecnie jeden z istotnych argumentów handlowych.

Pompa ciepła Wentor plus piecyk steatytowy Tulikivi

Te wszystkie zmiany techniczne i technologiczne musiały wpłynąć na sposób działania firm kominkowych. Współcześnie oczekiwania nabywców są znacznie wyższe, kominkarz czy zdun musi być bardziej wszechstronny, nie może tłumaczyć się brakiem wiedzy czy umiejętności. Aby wiedzę teoretyczną i praktyczne umiejętności zdobyć i pogłębić, należy uczestniczyć w szkoleniach, warsztatach, targach, jak również czytać branżowe informacje. I to zdecydowana większość firm robi. Aby pokazać potencjalnym klientom szeroki asortyment kominkowych produktów, nie wystarczy już stoisko metr na metr w handlowej galerii. Liczna grupa firm otworzyła więc własne obszerne salony kominkowe w atrakcyjnych miejscach. W większości przypadków oddzielona została ekspozycja i sprzedaż od instalacji i budowy. W salonach pracują handlowcy, niekiedy właściciele, a montaże u klienta robią wyspecjalizowane mobilne ekipy. Z internetu korzystają nie tylko osoby zainteresowane kominkami, ale też firmy. Dla wielu prowadzenie internetowej sprzedaży stało się istotnym elementem działalności.

Tak więc na pytanie, czy kominki i firmy kominkowe zmieniają się, odpowiedź jest oczywista – tak, zmieniają się. Jednak to wcale nie oznacza, że można założyć ręce i liczyć zyski, bo „kominki same się sprzedają”. Bywają okresy trudne (pandemia COVID) dla normalnego funkcjonowania, które powodują zakłócenia dostaw. Bywają też dramatyczne wydarzenia (wojna w Ukrainie), które wprawdzie powodują dynamiczny wzrost zainteresowania kominkami, ale też trudności z realizacją tak licznych zamówień. Mało tego, zamiast najbardziej popularnych dotąd kominków, inwestorzy naraz przestawili zainteresowanie na… wolno stojące piecyki, które dotąd pozostawały w cieniu. Ta zmiana wymagała przestawienia nie tylko u producentów, ale i u zdunów, dla których dotąd były to „gorsze” formy udomowionego ognia.

Na tym jednak nie koniec, bo obok dynamicznie rozwijającej się fotowoltaiki, rolę liderów branży grzewczej objęły pompy ciepła, których jedynie w roku 2022 sprzedano w Polsce ponad 200.000! Fotowoltaiczne panele i pompa ciepła są w zasadzie bezobsługowe i nie wymagają komina, więc jak promować budowę komina i wstawienie paleniska do takiego domu? To wyzwanie, na które szybko trzeba znaleźć sensowną odpowiedź, aby nie zostać na przysłowiowym „lodzie”.

Niektórzy zduni, walczący dotąd z gazowymi kotłami, teraz podjęli się walki z pompami. Wielkość sprzedaży jednych i drugich pokazuje, że taka walka nie ma sensu. Znaj proporcje… Może lepiej poszukać dróg koegzystencji, współpracy? Czy będzie to rozwiązanie hybrydowe, pompa ciepła + kominek, dające poczucie bezpieczeństwa, jak też przyjemność domowego ogniska? A może należy znaleźć inne argumenty, takie jak powiązanie fotowoltaiki z akumulacją w ceramicznych bryłach kaflowych pieców? Niektórzy producenci kominków czy kotłów na drewno i pellety już dzisiaj poszerzyli ofertę o pompy ciepła. Okazuje się, że coraz trudniej utrzymać firmę o bardzo wyspecjalizowanym profilu. Czy taka również ma być droga dla kominkowych i zduńskich firm handlowo-usługowych?

Jak z tymi wyzwaniami dać sobie radę w sytuacji, gdy na dodatek brakuje rąk do pracy, a koszty działalności (ZUS, energia, czynsze itd.) istotnie rosną? Jest też inny ważny w działalności gospodarczej element – Polacy się starzeją, ludzi jest coraz mniej. Starzenie i kurczenie się społeczeństwa dotyczy zarówno potencjalnych klientów, jak i właścicieli oraz pracowników firm kominkowych. Przyszłość kominkowych firm zależy też od tego, czy będą mieli oni następców zainteresowanych prowadzeniem wcale niełatwej działalności i mieszaniem zduńskich klejów? Czy będzie dość klientów, aby działalność ta była opłacalna?

Jeszcze kilka lat temu jeżdżąc po Polsce rejestrowałem pojawianie się nowych firm kominkowych w każdej niemal wsi. Teraz, w czasie rozmowy z uczestnikami szkolenia zduńskiego, okazuje się, że wiele osób nie mogąc znaleźć zduna, bierze się za… praktyczną naukę zawodu, aby sobie własnoręcznie piec czy kuchenkę kaflową wyremontować lub wybudować! Jestem w stanie zrozumieć, że w markecie mogą się pojawić kasy samoobsługowe, bo brakuje pracowników, że są samoobsługowe myjnie samochodów. Nawet self-picking owoców, zwany w Polsce samozbiorem, nie jest rozwiązaniem problemu plantatorów, bo to nie ta skala. Podobnie chyba jest z kominkami i piecami. O ile jeszcze montaż piecyka wolno stojącego we własnym zakresie jest do opanowania przez sprawnego amatora, to mam wątpliwości co do większych konstrukcji ogniowych, ale prowadzący szkolenia i uczestnicy są pełni entuzjazmu.

Wprawdzie zawsze była grupa ludzi, którzy sami budowali sobie kominki, z różnym skutkiem, ale teraz doszły do tego wymagające większej wiedzy piece chlebowe, kuchenki, piece kaflowe! Wciąż pojawiają się kolejne ogłoszenia, typu „nauczymy cię w kilka dni i zbudujesz sobie…”. I co najlepsze, niemal zawsze lista uczniów jest wypełniona! Jestem ciekawy, czy forma „otwartych” dla wszystkich chętnych szkoleń i warsztatów zostanie na dłużej i ile z tych osób zasili szeregi profesjonalnych wykonawców?

Jest tyle różnych zmiennych, tyle kierunków, że nawet ja, związany z kominkową branżą od ponad 30 lat, nie wiem, jakie będzie miejsce kominków i jaka będzie przyszłość firm kominkowych? Może więc warto, póki jest jeszcze czas, o tym podyskutować. Quo vadis kominkowa branżo?

Witold Hawajski

Co to jest zduństwo w roku 2023?

Wstęp

Dla większości przedstawicieli branży zduńskiej, szczególnie tej wiekowej, która dobrze pamięta czasy poprzedniego ustroju politycznego, w których zdobyli zawód a przede wszystkim tych, którzy od młodości, poprzez tradycyjny cykl nauczania byli wdrażani do niego, zdun to osoba budująca piece kaflowe przy wykorzystaniu tradycyjnej techniki zduńskiej. Mowa tu o osobach, którzy są potomkami zdunów lub po skończonej szkole podstawowej podjęli naukę u mistrza zduńskiego i nabyli umiejętności zawodowych, dzięki którym po zdanym egzaminie państwowym zostali czeladnikami. Następnym etapem ich ścieżki zawodowej, to indywidualna, kilkuletnia praktyka zawodowa i egzamin mistrzowski a potem praca w zawodzie aż do emerytury lub późnej starości, dopóki starczy sił…

 Część z tzw. tradycyjnych zdunów posiadających uprawnienia zdobyte podczas niewymagającego kursu pedagogicznego, zgodnie z kilkusetletnią tradycją cechową, podejmowało się w swojej karierze trzyletniego nauczania zawodu osoby młodociane, za które bierze się niewielkie wynagrodzenie, ale po pewnym czasie można mieć prawie darmowego i przede wszystkim wykształconego pracownika. Uczeń zaczyna od sprzątania, noszenia cegieł i zaprawy, wykuwania otworów i jeśli wymaga tego konieczność, obcinania kafli i przygotowania drutu. Mimo, że są to konieczne umiejętności do tego by zostać fachowcem, trzeba niestety przyznać, że okres praktyk to ciężka praca dla młodych ludzi. Stąd też marginalne dziś zainteresowanie tą ścieżką rozwoju u młodzieży, która nie bardzo chce się brudzić a tym bardziej być wykorzystywana. Wybierają wygodniejsze zawody…

Grupa tzw. tradycyjnych zdunów uważa także, że jedyną dozwoloną i właściwą techniką zawodową (taką by nazywać się ZDUNEM z dużej litery) jest ta, której nauczyli się od swoich mistrzów, a oni od swoich i poprzedni jeszcze od poprzednich i tak prawie do średniowiecza… Rzecz dotyczy na przykład używania według nich jedynie słusznej zaprawy złożonej z gliny i piasku, kafli wymagających ręcznej  obróbki (poprzez docinanie i szlifowanie krawędzi, choć już 100 lat temu kafle były w wielu lepszych fabrykach kalibrowane), cegieł szamotowych i budowlanych dostosowywanych do wymiaru poprzez uderzenie młotkiem, drutu obcinanego obcęgami i używanie dornika do wycinania otworów a konstrukcja wewnętrzna pieca to kanały pionowe lub wachlarze a nie żadne tam współczesne akumulacje, komory czy rakiety. Techniki o których mówimy są stare oraz oczywiście sprawdzone i właściwe, Mogą robić wrażenie na młodszych pokoleniach a także na klientach i obserwatorach, patrzących na pracę „starego” zduna. Ja też je preferuję, jednak świat idzie do przodu i po to wymyślono dla przykładu specjalistyczne kleje wysokotemperaturowe, kształtki dymowe, klapy Moritz’a, sterowniki, materiały izolacyjne i akumulujące itp., by jeśli mamy ochotę lub mniejsze doświadczenie w technikach dawnych, po prostu z nich korzystać.

Zduni europejscy, także Ci tradycyjni i starszej daty, traktują nowe materiały i technologie jako coś normalnego. Nikt tam nie oburza się na innych i świadomie stosuje gotowe lub prefabrykowane paleniska (nawet betonowe!) oraz wszelkie nowości. Widać to, gdy wnurzymy nos poza własne podwórko lub będziemy śledzić europejskich kolegów po fachu, choćby w mediach społecznościowych. Nasi tzw. tradycyjni zduni jednak się wielce oburzają, uważając za lepszych i pogardliwie traktując kolegów z branży, gdy Ci na przykład nie potrafią ręcznie docinać kafli lub łamać drutu. Jeśli używają kielni zamiast ręcznie rzucać gliną, to jest to prawdziwe świętokradztwo i gwałt na tradycji. A jeżeli się posuwają do użycia klejów, betonów i tzw. panelizacji, to to już nie jest zduństwo, tylko profanacja i najgorsze co można zrobić…

Nie są w tym jednak konsekwentni, bo wywyższając tradycyjne techniki, skutecznie wprowadzają narzędzia i zwyczaje nieznane choćby w dawnych podręcznikach do zawodu do których przecież nawiązują. Nie da się ukryć, że nie ma tzw. tradycyjnych mistrzów, którzy gołymi stopami ugniatają glinę – używają przecież mieszadeł. Wykorzystują także łamarki do kostek brukowych, przecinarki do glazury, wiertarki, szlifierki kątowe, wkrętarki i  poziomnice laserowe a przede wszystkim telefony komórkowe i komputery nieznane przecież poprzednim pokoleniom. Żaden z dzisiejszych mistrzów nie jeździ do pracy korzystając z konia i wozu, bo najczęściej mają samochody dostawcze i to z klimatyzacją.

Tak więc, według tzw. tradycyjnych mistrzów zduńskich nie jest zdunem ten, kto budując piec kaflowy nie używa tradycyjnych technik. Natomiast, prawdziwym zdunem jest tylko ten, kto piec kaflowy buduje całkowicie ręcznie, używając podstawowych narzędzi, zaprawy zduńskiej oraz docina i szlifuje kafle a cegły uderza młotkiem itd. itp. Co za małostkowość i hipokryzja a także brak elementarnej wiedzy u co poniektórych, co do historii własnego zawodu. Jakim prawem, w czasach gdy roboty przejmują produkcję a telefon komórkowy jest zegarkiem, kalkulatorem, aparatem fotograficznym, kartą płatniczą i biurem w jednym, ktoś ocenia i szufladkuje kolegów z branży? Czy wynika to z własnych kompleksów, braku umiejętności i poznania współczesnych możliwości czy z wygody? Odpowiedź poznamy po przeczytaniu całości artykułu, ponieważ na pytanie kto jest prawdziwym zdunem, odpowie nam historia. I możemy się mocno zdziwić, albowiem w zależności od okresu historycznego, od kandydata na zduna, czy to niezrzeszonego w organizacji, czy czeladnika lub mistrza w zawodzie, wymagano różnych umiejętności. I może się jeszcze okazać, że nikt z nas nie jest prawdziwym zdunem w pierwotnym znaczeniu…

Początki

Zduństwa jako odrębnego zawodu nie można jednoznacznie zdefiniować, ponieważ nie pojawiło się w jednym momencie historii – nie było cezury czasowej, od której można mówić o pierwszym przypadku. Juliusz Kostysz, dawny krakowski zdun, na podstawie słownika etymologicznego prof. A. Brücknera, podał pochodzenie słowa ZDUN: z prastarego języka Cerk. Praw. i ruskocerkiewnego, gdzie możemy porównać takie wyrazy jak: Cerk praw. zdati, ziżdą – buduję, lepię (zid – glina, materiał), zdatel – tworca, zidczij – budowniczy; rusk.cerk. sozdatel – tworca, zdanie – budynek, zodczij – budowniczy. Najbliższy odpowiednik do zduna widzimy w wyrazie takim jak (zdanie – budynek), być może z czasem przekształcona (zdunie – zdun), otóż z porównania tego wynika, że w czasach dawnej Słowiańszczyzny, zdun był po prostu budowniczym, również materiałem budowlanym u Słowian jest przeważnie glina, bo przecież łatwiej było naówczas (…) postawić dom z gliny. Jak to zrozumieć? Otóż, pierwsze znaczenie zduna jako rzemieślnika wiąże się z gliną i z jej zastosowaniem a zdun to po prostu budowniczy (także domów). Czy zatem znamy dziś wykonawców mieniących się zdunami, w tym pierwotnym znaczeniu, którzy budują wszystko tylko z gliny? Ja niestety nie znam. A czy to oznacza, że nie ma dziś prawdziwych zdunów? Nie. To oznacza, że świat się zmieniał a wraz z nim rzemiosło. I czy chcą tego krytykanci, czy nie…

We wczesnym średniowieczu, zanim pojawiły się kafle piecowe, budowano prymitywne piece za pomocą kamieni i gliny, wykonując paleniska na polepie, czyli rodzaju posadzki z sieczki i plew lub trocin i gliny. I dziś niekiedy korzysta się z takich technik zawodowo. Czy zatem takie osoby które budują piece najbardziej tradycyjne są prawdziwymi zdunami? Przeciwnicy takiej tezy z pewnością zarzucą, że jak nie budują pieców z kafli, to nie są zdunami. Historia jednak zaprzecza takiemu myśleniu wskazując, że osoby które tworzą domowe ogniska i piece chlebowe bez użycia kafli, także są zdunami.  A to, czy robią to na co dzień i zawodowo, czy są pasjonatami lub rekonstruktorami, to już inna kwestia. A temat kafli jako materiału do budowy pieca, to dopiero czasy późniejszego średniowiecza.

Garncarstwo

Idąc nieco dalej i zostawiając w tyle dawną Słowiańszczyznę zobaczymy, że w średniowieczu rzemiosło polegające na budowie pieców, stało się po prostu ewolucyjnym lub równoległym tworem garncarstwa. Pierwszymi zdunami w naszym współczesnym rozumieniu, byli bowiem garncarze, którzy potrafili zbudować piec do wypału ceramiki a co za tym idzie, posiadali umiejętność budowania domowego urządzenia grzewczego i tego typu usługi świadczyli. W późniejszym czasie, gdy tzw. postęp techniczny doprowadził do rozwoju koła garncarskiego, ich wyroby w postaci kafli naczyniowych (garnkowych i miskowych),  zaczęły być wykorzystywane do budowy pieców domowych. Trwało tak przez kilka stuleci i nie można nawet jednoznacznie stwierdzić, że praktyka ta została ostatecznie zarzucona, chociaż kres popularności zastosowania tych kafli przypada na XVII wiek. Ale i dziś, choć bardzo rzadko, buduje się piece z sieczki i gliny oraz z kafli toczonych na kole, choć te ostatnie raczej w wersji rekonstrukcyjnej.

Przez stulecia zdun i garncarz były synonimami jednego rzemiosła określającego producenta ceramiki i budowniczego pieców kaflowych. W języku angielskim i niemieckim jeszcze 100 lat temu, używając odpowiednio terminów: pottertọ̈pfer, miało się na myśli garncarza i zduna. W języku polskim było podobnie, choć wynikało to częściowo z różnic terytorialnych państwa, które było pod zaborami. I tak dla przykładu, w jednej z encyklopedii z 1887 roku, pod hasłem „zdun” czytamy: Zdun, rzemieślnik wyrabiający piece, kafle, stawiający kuchnie. Kolejna definicja, z innej encyklopedii z 1906 roku, brzmi: Zdun, w Królestwie Polskiem, na Podolu i Litwie, nazywają tak rzemieślnika tego, który stawia piece kaflowe. W Poznańskiem zwą ich garncarzami. Zduństwo jest rzemiosłem, trudniącem się wyrabianiem kafli i stawianiem kuchen i pieców kaflowych. W encyklopedii z 1916 roku czyli nie tak odległej, termin rozszerzono: Zdun, rzemieślnik wyrabiający z gliny naczynie, kafle, stawiający piece; garncarz. Także przed II wojną światową, czyli w czasach nam bliższych, w słownictwie dotyczącym rzemiosła zduńskiego zaznacza się regionalizm, który wiele tłumaczy. Dla przykładu, w regionie warszawskim i na większości terenów Polski najczęściej używano słowa „zdun”, w Wielkopolsce jak wspomniano wyżej: „garncarz” a czasem i „piecarz”, natomiast w Galicji „kaflarz” lub w gwarze „kaflorz”.

Według Juliusza Kostysza, termin „zdun”, jako oficjalna nazwa zawodu, w całej Polsce pojawił się dopiero po uzyskaniu niepodległości w 1918 roku. W jego archiwalnym artykule prasowym natrafić można na taką sugestię: (…) tym bardziej powinniśmy znormalizować nazwę zawodu, czy będzie ona brzmiała zdun, kaflarz lub piecarz (…), ale koniecznym jest na razie utrzymywanie zależnie od warunków miejscowych takiej nazwy, jaką używa większość, tj. „Zdun” – „Zduństwo”, lub „Kaflarz”– „Kaflarstwo”, a nie stwarzanie takich dziwotworów w postaci zduńsko-kaflarskich zakładów. Jaki z tego wniosek? Jakiejkolwiek będziemy używać nazwy dla rzemiosła zduńskiego, będzie ono jednym i tym samym, gdy dotyczyć będzie budowy pieców i wytwarzania kafli piecowych. W publikacji I. Baranowskiego pt. „Przemysł Polski w XVI wieku” z 1919 roku czytamy: Zdun jest wciąż jeszcze synonimem garncarza, każdy garncarz musi umieć nie tylko wypalać garnki, ale i piec lepić (…) nie bez powodu też czytamy w źródłach ówczesnych „garncarz alias zdun”, gdyż ten sam rzemieślnik musi w owych czasach umieć bezwarunkowo i piec zbudować, i kafle, i dachówkę wypalić, i garnki lepi.

Tak więc, czy się to komuś podoba czy nie, historia jasno definiuje, że zdunem w kontekście historycznym była tylko ta osoba, która znała się na garncarstwie i budowie pieców. Dziś takich osób jest raptem garstka i czy to oznacza, że już prawie nie ma zdunów? Co wówczas z tymi, którzy nie potrafią toczyć kafli na kole a potrafią zbudować piec kaflowy? A co z tymi, którzy toczą kafle na kole lub formują a znają się tylko na wzornictwie lub teorii pieców? Zwolennicy dzisiejszego tzw. zduństwa tradycyjnego pewnie odpowiedzą, że to dotyczy czasów prehistorycznych, wczesnego średniowiecza i dalekich od naszych ale ponownie trzeba stwierdzić, iż są w błędzie.

Cechy

Tradycja ta jako zduństwo-garncarstwo w jednym, była kontynuowana przez wieki, także wtedy kiedy rzemieślnicy zaczęli łączyć się w korporacje, bractwa, konfraternie, Gildie czyli cechy. Samo powstanie cechów nie miało przecież na celu stworzenie nowego zawodu – zduni byli już od stuleci – tylko walkę z konkurencją, zgodnie ze znaną zasadą, iż w grupie jest siła.  Głównym założeniem cechów co należy zdecydowanie podkreślić, było monopolizowanie i ograniczanie produkcji oraz ustalanie wspólnych cen.

Owszem, wielką wagę przykładano do kształcenia zawodowego ale miało to jeden określony cel, służący własnym interesom ówczesnych mistrzów. Dawne szkolnictwo wiązało się z wieloletnią nauką i praktyką kandydata wykonywaną pod okiem mistrza. Uczeń zazwyczaj pracował od rana do wieczora za darmo. Za opuszczenie swojego mistrza groziła mu kara pieniężna i rozpoczęcie nauki od początku. Po odbyciu praktyki uczeń stawał się czeladnikiem i obowiązywała go wówczas dwuletnia wędrówka, kiedy to musiał nabrać doświadczenia i potwierdzić kwalifikacje. Później, po egzaminie cechowym, potwierdzającym tzw. majstersztyk (Meisterstück – mistrzowskie dzieło), polegającym na wytworzeniu naczynia lub postawieniu pieca, czeladnik mógł zostać mistrzem i członkiem cechu, a w przyszłości wykonywać samodzielną działalność i szkolić kolejnych uczniów. Wielu z tzw. tradycyjnych zdunów nie patrząc na zmiany w społeczeństwie chciałoby wrócić do dawnych praktyk, krytykując współczesne formy edukacji. Niestety dla nich, nic nie wskazuje na to, że dzisiejsza młodzież zapragnie powrotu do przeszłości w tej formie. I nie pomogą temu zabiegi dzisiejszych cechów, bo system ten jest przestarzały i dzisiejsi rzemieślnicy nie wyciągają wniosków z historii. 

Cechy garncarskie to oczywiście w pewnym zakresie piękna historia, ponieważ rzeczywiście dbano o edukację a także tradycję (obrona miasta, msze, patroni, pomoc wdowom itd. itp.) lecz z moralnego punktu widzenia, można mieć dziś obiekcje, co do pewnych kwestii. Z pewnością, przy odrobinie obiektywizmu, na niektóre zwyczaje nie spojrzymy przychylnym okiem.  Nie każdy kiedyś mógł zostać członkiem cechu, ponieważ bardzo często preferowano i promowano członków własnych rodzin i znajomych. Ponadto, wielu rzemieślników (np. z innych miast) nie dopuszczano do członkostwa w cechu, po to by dbać o własne interesy i portfel. W tajemnicy i pod rygorem usunięcia ze struktur, wspólnie ustalano wspólne ceny, by walczyć z konkurencją. Tego typu zwyczaje określane jako nepotyzm i zmowa cenowa są dziś niekiedy karane.

 Również inną i jednocześnie wstydliwą kwestią było to, że rzemieślników spoza cechu pogardliwie nazywano partaczami (przeszkodnikami), robiono donosy, wpływano na władze miejskie, by byli karani a ich działalność ograniczana i zakazywana. Podobnie było z obcokrajowcami a w szczególności z osobami pochodzenia żydowskiego, którzy swoje wyroby i usługi mogli rozpowszechniać tylko wśród współwyznawców. Nie zmienia to jednak faktu, że tzw. partacze jako osoby spoza organizacji i pochodzące z biedoty, skoro również świadczyli usługi zduńskie jak mistrzowie z cechu, byli po prostu zdunami, mimo że zdobywali swoje umiejętności poza oficjalną ścieżką i robili to wbrew i sprzeciwowi członków cechów. Tak było zawsze i podobnie jest dzisiaj. Dlatego od lat organizuje się różnego rodzaju szkolenia, warsztaty, inicjatywy i akademie, dzięki którym fachowcy mogą poszerzyć swoje kwalifikacje a nowi adepci sztuki lub pasjonaci je poznać. Powstają publikacje, filmy, poradniki i webinary. I w gruncie rzeczy nie należy się ani tym martwić ani nie oceniać żadnej z dróg edukacji, ponieważ to rynek zweryfikuje fachowość danych przedstawicieli branży. I żaden hejt i niekonstruktywna krytyka nie powinny mieć miejsca, ponieważ wpisują się one w najgorsze tradycje rzemieślnicze, które były uznawane za niegodne a znaczenie cechów m.in. przez podobne postawy słabło aż do czasów, gdy były likwidowane na rzecz innych form edukacji. Dobry i uznany rzemieślnik nie będzie narzekać na brak pracy, nawet wówczas gdy konkurencja będzie duża i tańsza a tym bardziej gorzej wykształcona. Ale tylko wtedy…

Garncarstwo, kaflarstwo i zduństwo

Wracając do zwyczajów cechowych po okresie średniowiecza, to część tzw. tradycyjnych zdunów zaskoczy fakt, że bycie zdunem w dalszym ciągu wymagało łączenia umiejętności budowania pieców z produkcją kafli jako jednego rzemiosła. Dla przykładu, do końca XVIII wieku garncarzy krakowskich określano tylko i wyłącznie tym właśnie mianem; nie używano terminów „zdun” czy „kaflarz”. Właściwa specjalizacja w rzemiośle czy też wydzielenie gałęzi, nastąpiła dopiero pod koniec XIX wieku, kiedy wyrób naczyń przestał odgrywać istotną rolę, a funkcję garncarzy przejęli kaflarze jako producenci oraz zduni jako budujący i naprawiający piece. W 1867 roku A. Chmiel w artykule pt. „Garncarze Krakowscy” napisał: Do niedawnych jeszcze czasów, szczególniej po większych miastach szedł w parze z garncarstwem wyrób kafli i stawianie pieców kaflowych, niemniej wyrób dachówek do pokrycia dachu przydatnych.

Cały XIX wiek, to czas spektakularnych zmian w rzemiośle i w funkcjonowaniu cechów zawodowych. Tuż przed zaborami próbowano dostosowywać statuty cechów i ich działalność do nowych warunków gospodarczych. Złagodzono wówczas warunki uzyskiwania tytułu mistrza. W czasach zaborów cechy wciąż istniały samodzielnie, jednak ich siła i znaczenie osłabło. Na terenach dawnego państwa pruskiego, dziś wchodzącego w skład Polski, w 1811 roku zniesiono obowiązek cechowy i wprowadzono zezwolenie na wolną konkurencję. W Królestwie Polskim podobny edykt pojawił się pięć lat później. W 1859 roku również władze austriackie zlikwidowały obowiązek przynależności do cechu. W roku 1825 powołano Politechnikę Warszawską, otwierając ścieżkę kształcenia pozacechowego a w wydanym zarządzeniu, na miejsce majstersztyków wprowadzono formalne egzaminy z podaniem teoretycznych zagadnień do opanowania. Od drugiej połowy XIX wieku cechy stały się stowarzyszeniami ściśle zawodowymi a rzemieślnicy zaczęli się zazwyczaj zrzeszać w organizacje nie według wykonywanej profesji, lecz ze względu na miejsce zamieszkania. Cechy garncarskie/zduńskie funkcjonowały dalej ale już jako stowarzyszenia pielęgnujące tradycję i zwyczaje oraz kontynuując swój system nauczania, który raczej podnosił prestiż i uwiarygadniał kwalifikacje niż dawał jakiekolwiek uprawnienia.

Obok cechów skupiających garstkę mistrzów i czeladników funkcjonowało wielu rzemieślników bez dyplomów, którzy wykorzystywali koniunkturę związaną z rozwojem wszystkich większych miast pod koniec XIX wieku. Inną kwestią były stowarzyszenia zawodowe, związki robotników i partie polityczne, jednak tego tematu nie będziemy rozwijać. Tradycja zduńska jako praktyka łączenia produkcji kafli i budowy pieców była w dalszym ciągu silna i popularna wśród członków cechów zduńskich o czym świadczy wiele ze znalezionych anonsów prasowych z XIX i z początków XX wieku. I tak dla przykładu w reklamach dawnych zdunów czytamy: własnego wyrobu piece polewane białe i kolorowe kształtów najpożądańszych po cenach przystępnych i inne: przyjmuje miejscowe i zamiejscowe zamówienia na piece białe, kolorowe(…), w ogóle roboty w zakres fabrykacyi wyrobów kaflowych wchodzące, także przestawianie i reperacye pieców itp., a także: Piece kaflowe w rożnych gatunkach i kolorach, oraz kuchnie wszelkich typów. Szczególniej zasługują na uwagę piece białe, odznaczające się czystością i białością od wszelkich innych dotychczas wyrabianych (…) wszelkie reparacye, przestawiania wykonuje szybko i punktualnie po cenach nader przystępnych.

Czasy nowożytne

Po I wojnie światowej, w czasach niepodległej Polski, sytuacja zmienia się jeszcze bardziej. Większa swoboda gospodarcza, odbudowa kraju oraz polityka wpłynęła na całą branżę. Tak to wyglądało wg cytowanego wcześniej J. Kostysza: Ostateczny cios zadaje Polska Ustawa Przemysłowa w okresie międzywojennym. Art. 146 dopuszcza do szeroko stosowanych dyspens. Cech lat międzywojennych żyje tylko odblaskiem własnych tradycji tego co przeminęło z wiatrem. Potem przyszła okropna okupacja Hitlerowska, Cech musi wypełniać zarządzenia okupanta. W odrodzonej Polsce cechy zatraciły swój dawny charakter. Zostały przekształcone w zbiorowe cechy branżowe. Obecnie Cech Zdunów i Garncarzy jest już tylko sekcją zbiorowego cechu rzemiosł Budowlanych. W okresie międzywojennym, członkowie nielicznych już cechów walczyli z niezrzeszoną konkurencją i próbowali wpływać na władze, aby zawód zduna był objęty koncesją. Wówczas to skoncentrowano się na umiejętnościach związanych z budową pieców, ponieważ wytwórczość kafli przejęły większe zakłady produkcyjne. Zdarzały się jednak jeszcze próby dawnych mistrzów zduńskich nawiązania do tradycji, o czym świadczy fragment protokołu z posiedzenia krakowskiego cechu w 1939 roku: (…) ażeby uczeń składający egzamin czeladniczy był zobowiązany umieć i zdawać z wyrobu kafli. Ówcześni zduni w ramach współpracy między cechowej robili także ogólnopolskie zjazdy i tworzyli niezliczone petycje, jednak nie znaleźli zrozumienia we władzach państwowych i tym samym środowiska zduńskie (cechowe i niezrzeszone) żyły w ciągłym konflikcie a potem nastąpił okres okupacji.

Po II wojnie światowej, w czasach PRL, nadzór nad działalnością izb rzemieślniczych i cechów sprawował Minister Przemysłu i Handlu. Mimo, że w pewnym momencie, rzemieślnicy uzyskali prawo do wyłaniania swoich władz w wyborach, to wciąż mieli obowiązki wobec władzy państwowej, wśród których ważnym zadaniem pozostało rozwijanie oświaty zawodowej w rzemiośle. W okresie tym ostatecznie rozdzielono przedstawicieli zdunów jako budowniczych pieców oraz garncarzy (ceramików) i włączono je w ogólne cechy zbiorowe. Wymagania zawodowe zmieniono i dostosowano do nowych czasów, definitywnie odcinając od tradycji. Nastąpiło to dopiero w latach 60. XX wieku. I to jest ten moment i system nauczania do którego nawiązują dzisiejsi tzw. tradycyjni zduni. To wtedy dokładnie określono wymagania i program nauczania. Na jego podstawie zdawali egzaminy czeladnicze a potem mistrzowskie.  W „Programie szkolenia praktycznego w indywidualnych warsztatach rzemieślniczych” z 1963 roku czytamy, że w zakres usług zduńskich wchodzą: Budowa i konserwacja pieców i trzonów kuchennych stałych i przenośnych mieszkaniowych z materiałów ceramicznych z wbudowaniem osprzętu oraz sprawdzanie, drobne naprawy i podłączanie do przewodów kominowych pieców, trzonów kuchennych, kotłów oraz innych obiektów zduńskich oraz budowa i konserwacja palenisk w kuźniach, wędzarek, suszarek, parnic i małych pieców piekarskich. Tak więc, program ów przedstawia czym powinien się zajmować współczesny zdun. I zakres ten nie obejmuje wyłącznie tradycyjnych pieców kaflowych a także inne urządzenia związane z ogrzewaniem lub przygotowaniem pożywienia. Jednakże, jak to podkreślono powyżej, było to równoczesne zerwanie z wielowiekową tradycją. Zdarzyło się to w czasach PRL.  Kolejne zmiany nastąpiły po 1989 roku. Wówczas to, wyniku przemian ustrojowych, uchwalono ustawę o rzemiośle, znosząc wymóg obligatoryjnej przynależności do organizacji cechowej. Nastąpił wtedy dynamiczny wzrost ilości przedsiębiorstw rzemieślniczych, którego pokłosie jest zauważalne do dzisiaj.

I tu kolejny raz wracamy do pytania, kto był prawdziwym zdunem? Nie ma wątpliwości, że zdunem zgodnie z tradycją cechową był ten, który potrafił uformować kafle i zbudować piec. Czy można zatem rozumieć, że dzisiejsi tzw. zduni tradycyjni (nawet tytułujący się mistrzem lub czeladnikiem) nie posiadają odpowiednich kwalifikacji (bo nie potrafią robić kafli) a co za tym idzie bezprawnie noszą ten tytuł będąc tylko stawiaczami, jak ich pejoratywnie określali w przeszłości dawni mistrzowie?  O, to mocna teza i dla wielu obraźliwa…. nieprawdaż? Czy nie lepiej uznać, że zdunami są zarówno Ci, którzy zbudują tradycyjny piec gliniany lub kaflowy ale także zrobią kafle piecowe (czy to z matrycy, czy na toczone na kole)? Wydaje się, że tak, bowiem na to wskazuje kontekst historyczny. Ponownie trzeba podkreślić, że świat się zmienia a co za tym idzie, rzemiosło także ewoluuje i się rozwija, dlatego należy w tej materii zmienić myślenie.

Idąc dalej tym tropem, kolejną wątpliwością dla garstki tzw. tradycyjnych zdunów będzie to, że jeśli już uznają zasadność tytułu zdun dla formierza kafli, to czy przysługuje on właścicielowi fabryki (kaflarni) jako producentowi kafli? Jeśli kafle zrobi sam, to pewnie tak, ale jak jest tylko szefem, mimo że produkcja jego firmy jest kluczowa dla branży, to pigułka może być nie do przełknięcia. A jak jest już za stary, by pracować fizycznie lub rozwój firmy wymaga skupienia się na jej prowadzeniu? A jak kiedyś był tradycyjnym rzemieślnikiem a potem przerzucił się na produkcję i zatrudnienie większej ilości pracowników? To pytania wręcz irytujące… Jednak i tu fakty historyczne mogą dać odpowiedź czy taką osobę możemy zaliczyć do rodziny zduńskiej. Mamy świadomość, że właściciel większej firmy, która zatrudnia kilkunastu lub kilkudziesięciu pracowników, nie jest w stanie ogarnąć montażu pieca we własnym zakresie. Wszelkie kwestie jak buchalteria, księgowość, logistyka oraz marketing to przecież bardzo absorbujące zadania. Są one jednak niezbędne, by z jednej strony zysk zakładu się pomnażał a z drugiej branża rozwijała.

Wiele jest historycznych przykładów dawnych garncarzy i ich potomków, którzy przekształcili swoje firmy w większe zakłady produkcyjne. Należy do nich choćby Wilhelm Reimann, który będąc garncarzem (tọ̈pfer) ze słynnych Zdun k/Krotoszyna, w 1858 roku otworzył swój zakład produkcyjny. Jego syn Friedrich, nauczony zawodu zduńskiego przez ojca, po 1900 roku poszerzył fabrykę o produkcję kafli i wychował kolejnego potomka: Gustava, który od lat 30. XX wieku tylko zarządzał produkcją kafli i rozwojem firmy. Pierwszego i drugiego bez problemu nazwiemy zdunami. A najmłodszego, trzeciego: Gustava? Przecież to fabrykant i biznesmen… Rozsądek i tradycja podpowiada, że jego też należy zaliczyć do zdunów. Gustav nie budował pieców podobnie jak nie robią tego dzisiejsi ceramicy (kaflarze) ale ich ogromny wpływ na rozwój rzemiosła, design itp. jest bardzo ważny i tylko od nich zależy, czy chcą się utożsamiać z branżą zduńską i czy chcą być zdunami? Pozwala na to historia rzemiosła a ich decyzja nie zależy od nas.

Piecyki i kominki

                Dochodzimy do kolejnego kontrowersyjnego fragmentu naszych rozważań, czyli do kominków i piecyków a przede wszystkim osób związanych z ich montażem i sprzedażą.

Kominki rozpowszechniły się w XII wieku i przez kilka stuleci były traktowane jako reprezentacyjny element wyposażenia komnat i salonów w zamkach, pałacach i dworach. Pełniły podobnie jak dziś funkcję dogrzewania pomieszczenia, ponieważ większe znaczenie dla rozwoju ogrzewnictwa miały piece kaflowe. Udział zduna przy stawianiu ówczesnych kominków był tylko częściowy i prawdopodobnie dotyczył murowania paleniska. Kominki były zazwyczaj tworzone we współpracy z budowniczymi domów i kominów, a także z kamieniarzami, sztukatorami i malarzami, którzy swoim kunsztem przyozdabiali powstające urządzenia.  W XIX wieku, kiedy kominki stały się modne i bardziej dostępne dla przeciętnych śmiertelników a kafle stały się jednym z materiałów wykorzystywanych do ich budowy, zdun stał się ich budowniczym. Wskazują na to często spotykane anonse prasowe z tego okresu. Dla przykładu kilka galicyjskich pracowni podawało: piece (…) tudzież kominki i piece kominkowe, następny:  Piece kaflowe, kominki i kuchnie tak biało szklone, jak również w dowolnych kolorach, odznaczające się nie tylko wyborową glazurą, trwałem i dokładnem okuciem, ozdobną formą, lecz również starannem i praktycznem ustawieniem, zaoszczędzającem znacznie paliwo  i kolejny z wielu: piece kaflowe, kuchnie i kominki, kolorowe i białe rożnych stylów.

Obok kominków, na początku XIX wieku rozwinęły się odlewnie żeliwa i nastąpiło zainteresowanie żeliwnymi piecykami pokojowymi, które ze względu na czas i cenę montażu, przewyższały ilość budowanych pieców kaflowych. Podobną sytuację obserwujemy dzisiaj. Oferta i zainteresowanie piecykami oraz kominkami (wkładami kominkowymi) jest znacznie wyższa od popytu na piece kaflowe. I dzieje się tak od ponad 30 lat, od momentu ich dostępności i popularności a tradycyjne piece w świadomości konsumentów są albo przeżytkiem albo nowością. Nie rzadko zdarza się, że ktoś nie ma wiedzy o tym, że piec kaflowy może ogrzać cały dom. Podobnie działo się ponad sto lat temu o czym czytamy w archiwalnym artykule z 1908 roku: Na początku naszego wieku, razem z zaprowadzeniem w Galicji wielu fabryk żelaznych, po części dotąd jeszcze istniejących, rozszerzyło się także używanie pieców z lanego żelaza. Kaflarstwo więc temi czasy stało się już u nas jakby nowością.

Co jednak zrobić z tymi, którzy montowali te urządzenia? Czy zajmowali się tym zduni? Z pewnością do montażystów piecyków należeli różnej maści budowniczowie i kominiarze ale gdy potencjalnemu zleceniodawcy przyszła myśl o urządzeniu grzewczym na drewno lub węgiel, zgłaszał się z tym niezwłocznie do zdunów (oczywiście, ani właścicieli ani pracowników odlewni i hut, tym bardziej handlarzy piecykami nie zaliczymy do branży zduńskiej). Nie było wówczas wyspecjalizowanej w tej materii grupy, którą nazywano by jak dziś monterami. Niewątpliwie jednak, większość z dawnych „kóz” podłączali i czyścili zduni. Czy nimi byli? Oczywiście! A do czasu pojawienia się systemów centralnego ogrzewania, w których wyspecjalizowali się inni fachowcy, to właśnie zduni łączyli wszelkie usługi związane z ówczesną branżą grzewczą, czyli budowę pieców i kominków oraz podłączanie do komina piecyków kuchennych, łazienkowych i pokojowych.

Czy podobnie dzisiaj osobami specjalizującymi się w montażu piecyków i kominków są zduni? Trudno jednoznacznie określić i uważam, że jednak nie. Piecyki żeliwne to długoletnia tradycja ale kominki we współczesnym rozumieniu czyli te z wkładami kominkowymi i z szybą witroceramiczną pojawiły się dopiero w latach 80. XX wieku. Dość szybko stały się bardzo modne  i dostępne a dla wielu zostały sposobem na zarobkowanie. Większością z pierwszych wykonawców byli zduni ale później pojawiły się osoby całkowicie niezwiązane i nieutożsamiające się z branżą zduńską.  Większość z takich osób to zwykli monterzy i handlowcy a kominki z płyt gipsowo-kartonowych i kamienia do zduńskich moim zdaniem nie należą.

Co jednak powiedzieć o osobach, których temat ognia, kominków oraz pośrednio pieców i kafli ujął za serce? Co powiedzieć o takich, którzy uczą się, wprowadzają techniki akumulacyjne nawiązujące do zduńskich tradycji? Czy są zdunami? Uważam, że jeśli do nich pretendują, to mają prawo nimi być, nawet bez tzw. papierów. Jeśli zdun buduje kominki (nawet te zwykłe), to dalej jest zdunem. A jeśli osoba buduje kominki o rozwiniętej technice, to już nim nie jest? A jeśli buduje kominki i podłącza piece żeliwne? A jeśli korzysta ze szkoleń, by nabrać umiejętności? Nie trzeba odpowiadać. Inteligentny człowiek zrozumie… Zduństwo jest jedno a technik wiele.

Nowoczesne zduństwo

Inną jeszcze kwestią ale pasującą do powyższych zagadnień będą producenci gotowych pieców kaflowych. Dotyczy to dostawców kompletów czyli paleniska z obudową oraz samych prefabrykowanych palenisk. Do zdunów z pewnością nie należą typowi producenci stalowych i żeliwnych wkładów kominkowych (choć u wielu z nich znajdą się w ofercie zduńskie rozwiązania), drzwiczek, kratek, rur stalowych, materiałów izolacyjnych itp. Są jednak rzemieślnicy, którzy poza świadczeniem typowych usług zduńskich, w jakimś momencie poszerzyli działalność o produkcję urządzeń zduńskich, w tym palenisk stalowych i żeliwnych oraz szamotowych i betonowych. I tych także należy nazywać zdunami, jeśli ich praca służy ogrzewaniu domów tradycyjnymi urządzeniami.

W przekonaniu tzw. tradycyjnych zdunów osoby wyżej wymienione do nich nie należą. Jednakże kłam takim twierdzeniom daje przykład polskiego inżyniera, twórcy patentów, autora niezwykłej książki, pomysłodawcy oraz producenta pieców własnego pomysłu i właściciela największej firmy zduńskiej firmy sprzed 1939 roku, Karola Szrajbera. Osobę taką, która miała ogromny wpływ na branżę, możemy z czystym sumieniem nazwać zdunem, choć prawdopodobnie samodzielnie nie zbudował żadnego pieca, to jego wiedza i doświadczenie do dziś wywołuje podziw. Karol Szrajber już nie żyje ale mamy interesujące przykłady współcześnie nam żyjących osób także w Polsce.

Żeby ułatwić zrozumienie powyższego toku myślenia, podam przykład Josefa Ortnera z Austrii, twórcy, pioniera i prekursora nowoczesnych technik zduńskich, w tym palenisk, klejów i tynków, któremu nie można zarzucić braku zduńskich korzeni.  W podstawowym tłumaczeniu z języka niemieckiego, nasz bohater J. Ortner – zdun mówi o swoich osiągnięciach zawodowych tak: „Życie to zmiana, zmiana to postęp” (…)  Niegdyś był to gliniany piec kaflowy, który ogrzewał pomieszczenia mieszkalne. Obecnie do budowy nowoczesnych pieców używamy współczesnych materiałów, a piec kaflowy jest często postrzegany jako „żywy mebel”. (…).

Tak więc, próbując to wszystko usystematyzować i podsumować, należy stwierdzić na przykładzie dziejów, że zdun w XXI wieku, to osoba, która jest związana z tzw. branżą zduńską czyli gałęzią rzemiosła koncentrującym się na budowaniu urządzeń ogniowych służących ogrzewaniu domów i przygotowaniu pożywienia (trzony, wędzarnie, grille, piece chlebowe). Nie każdy chce i nie każdy musi być nazywany zdunem, choć ma do tego prawo. Do tej grupy należą zduni posługujący się techniką tradycyjną i nowoczesną, budowniczowie kominków i montażyści piecyków wykorzystujący techniki akumulacyjne, garncarze i ceramicy, których produkcja i rękodzielnictwo służy budowie pieców, właściciele kaflarni i firm produkcyjnych, których oferta jest skierowana do budowniczych urządzeń zduńskich a także projektanci, którzy mają wpływ na rozwój rzemiosła.

Od dawien dawna, osoba zajmująca się zduństwem nie musi posiadać dyplomu mistrzowskiego lub świadectwa czeladniczego. Warto jednak budować własną markę, utrwalać dziedzictwo i potwierdzać własne kwalifikacje poprzez szkolenia i egzaminy. Warto się uczyć, czytać książki, pytać i podpatrywać. Nie promuję żadnej z dostępnych inicjatyw edukacyjnych ale z pewnością z każdej z nich coś wyniesiemy.  Jak to mówią, od przybytku głowa nie boli. W kwestii wiedzy ma to na pewno zastosowanie. Dzisiejszy zdun nie ma obowiązku bycia członkiem cechu, choć kibicuję dwom polskim organizacjom cechowym. Ludzi zajmujących się zduństwem bez tytułów zawodowych jest kilkuset i nie łudźmy się, że wszyscy będą zabiegać o tytuły i dyplomy oraz organizowanie się.  Nadzieją jest jednak to, że dzisiejsze cechy będą organizacjami które budują i łączą stojąc na straży dobrych tradycji i dobrego rzemiosła, nie monopolizując a ucząc i propagując piękne zasady oraz najwyższy poziom usług. To samo dotyczy wszystkich rzemieślników, także tych niezrzeszonych.

P.S. I pamiętajmy, prawdziwi zduni używają słów: pieców a nie piecy. Zapamiętajmy, że w piecu są drzwiczki a nie drzwiczka i kafel to kafel a nie kafla… To będzie początek zmian w naszym zawodowym zduńskim życiu.

Maciej Burdzy

Jak zostać zdunem?

Żyjemy w czasach wolności gospodarczej. Do wykonywania wielu zawodów rzemieślniczych nie jest wymagana przynależność do cechów branżowych. Jednak nadal wiele osób przystępuje do egzaminów czeladniczych lub mistrzowskich, aby potwierdzić posiadane przez siebie umiejętności i móc się legitymować stosownym certyfikatem. Jak zatem zostać zdunem?

Niektóre izby rzemieślnicze posiadają komisję egzaminacyjną dla zawodu zdun i raz na jakiś czas organizują egzaminy na czeladnika lub mistrza w tym zawodzie. Takie egzaminy w ostatnim dziesięcioleciu odbywały się w Stalowej Woli, Lublinie, Krakowie i Kaliszu.

Aby przystąpić do takiego egzaminu, trzeba spełnić konkretne wymagania. Warunki dopuszczenia do egzaminu czeladniczego i mistrzowskiego określa rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 10 stycznia 2017 roku w sprawie egzaminu czeladniczego, egzaminu mistrzowskiego oraz egzaminu sprawdzającego przeprowadzanych przez komisje egzaminacyjne izb rzemieślniczych (Dz.U. z 2017 r., poz. 89), z późn. zm. § 5 dotyczy warunków dopuszczenia do egzaminu czeladniczego, a § 6 do egzaminu mistrzowskiego. Przykładowo, czeladnikiem może zostać osoba, która spełnia jeden z warunków:

  • ukończyła naukę zawodu u rzemieślnika jako młodociany pracownik i zrealizowała dokształcanie teoretyczne, np. w szkole branżowej lub w formach pozaszkolnych;
  • posiada świadectwo ukończenia gimnazjum albo ośmioletniej szkoły podstawowej i co najmniej trzyletni okres wykonywania zawodu, w którym zdaje egzamin;
  • posiada świadectwo ukończenia gimnazjum albo ośmioletniej szkoły podstawowej oraz ukończyła kształcenie ustawiczne w formie pozaszkolnej, dotyczące umiejętności zawodowych wchodzących w zakres zawodu, w którym zdaje egzamin;
  • jest uczestnikiem praktycznej nauki zawodu dorosłych, o której mowa w art. 53c ustawy z 20 kwietnia 2004 roku o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy;
  • posiada tytuł zawodowy w zawodzie wchodzącym w zakres zawodu, w którym zdaje egzamin, oraz co najmniej półroczny okres wykonywania zawodu, w którym zdaje egzamin.

Z kolei osoba, która chce uzyskać tytuł mistrzowski, musi spełnić jeden z wymogów:

  • posiada świadectwo ukończenia szkoły ponadpodstawowej, dotychczasowej szkoły ponadgimnazjalnej albo szkoły ponadpodstawowej działającej w systemie oświaty przed 1 stycznia 1999 roku oraz tytuł czeladnika lub równorzędny w zawodzie, w którym zdaje egzamin, a także:

a) co najmniej trzyletni okres wykonywania zawodu, w którym zdaje egzamin, po uzyskaniu tytułu zawodowego, albo

b) co najmniej sześcioletni okres wykonywania zawodu, w którym zdaje egzamin, łącznie przed uzyskaniem i po uzyskaniu tytułu zawodowego;

  • oraz co najmniej sześcioletni okres wykonywania zawodu, w którym zdaje egzamin, w ramach samodzielnie prowadzonej działalności gospodarczej;
  • posiada dyplom ukończenia szkoły wyższej na kierunku lub w specjalności w zakresie wchodzącym w zakres zawodu, w którym zdaje egzamin, oraz co najmniej roczny okres wykonywania zawodu, w którym zdaje egzamin, po uzyskaniu tytułu zawodowego.

Pełen wykaz wymogów i możliwości posiadanego wykształcenia i doświadczenie, jakim musi się wykazać przystępujący do egzaminy, znaleźć można na stronie Cechu Zdunów Polskich oraz Małopolskiego Cechu Zdunów i Zawodów Pokrewnych. Razem z wypełnionym wnioskiem o dopuszczenie do egzaminu należy dołączyć dowód opłaty za egzamin (w 2023 r. były to kwoty 870,25 zł za egzamin czeladniczy i 1740,52 zł za egzamin mistrzowski), dokumenty potwierdzające spełnienie warunków oraz fotografię.

Jaki zakres wiedzy obejmuje egzamin na zduna?

Wykaz standardów egzaminacyjnych w zawodzie zdun zarówno na tytuł czeladnika, jak i mistrza zduńskiego znajduje się między innymi na stronie Związku Rzemiosł Polskich oraz Izby Rzemieślniczej w Kaliszu. Egzamin zawsze składa się z dwóch części:

  • praktycznej, odbywającej się u pracodawców lub w warsztatach szkoleniowych, nie może być krótszy niż 120 minut ani dłuższy nić 24 godziny łącznie w ciągu 3 dni,
  • teoretycznej – pisemnej i ustnej.

Podstawa programowa i pytania egzaminacyjne kilka lat temu były określone przez Ministerstwo Oświaty we współpracy z ekspertami z Małopolskiego Cechu Zdunów i Zawodów Pokrewnych. Obecnie pytania obejmują nie tylko tradycyjne materiały, ale też nowoczesne techniki i materiały zduńskie, są one też zsynchronizowane z wymaganiami europejskimi, dzięki czemu egzaminy zduńskie – czeladnicze i mistrzowskie – są uznawane w całej Unii Europejskiej.

Kursy przygotowawcze do egzaminu na czeladnika

Niektóre izby rzemieślnicze organizują też kursy przygotowujące do egzaminu czeladniczego. Na stronie Izby Rzemieślniczej w Kaliszu znaleźć można formularz zgłoszeniowy na kurs, gdzie samemu wskazuje się profesję, z kolei na stronie Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie znaleźć można kurs, który przygotowujący do zdania egzaminu czeladniczego w zawodzie zdun. Kurs trwa 3 miesiące i obejmuje 450 godzin, w tym 100 godzin teorii i 350 godzin praktyki. Zazwyczaj organizacja kursów oraz egzaminów zawodowych zależy od możliwości zebrania grupy chętnych, dla których można zorganizować egzamin lub warto powołać komisję egzaminacyjną. Stąd takie egzaminy i kursy w praktyce nie odbywają się zbyt często. Z informacji jakie uzyskałam w Izbie Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie kurs organizowany jest indywidualnie, a jego koszt to 8 tys. zł.

Branżowa Szkoła Zawodowa – propozycja dla absolwentów szkół podstawowych

Rzemieślnicza Branżowa Szkoła I stopnia Małopolskiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Krakowie oferuje naukę 30 zawodów rzemieślniczych, w tym zawodu zduna. Szkoła przygotowuje do egzaminu zawodowego i uzyskania dyplomu zawodowego, a także umożliwia uzyskanie Świadectwa Czeladniczego, wraz z Suplementem Europass, po zadaniu egzaminu w Małopolskiej Izbie Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Krakowie. Jest to dokument potwierdzający posiadanie zawodu honorowane we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Niestety, od jej powstania, czyli od 1 września 2014 roku, z powodu braku chętnych nauka zawodu zduna w tej szkole nie ruszyła.

Roczna szkoła zduńska 2024/2025

Jak poinformował Jacek Ręka, Starszy Małopolskiego Cechu Zdunów i Zawodów Pokrewnych, na rok szkolny 2024/2025 planowany jest roczny kurs dokształcania/przekwalifikowania zawodowego, zwany Roczną szkołą zduńską. Miała ona ruszyć we wrześniu 2022 roku, ale ze względu na pandemię koronawirusa projekt nie ruszył. Nauka w szkole ma się odbywać w formie dwudniowych sesji raz w miesiącu i zadań praktycznych wyznaczanych co miesiąc i realizowanych w zakładzie zduńskim. W tym roku Małopolski Cech Zdunów planuje zorganizować dwa lub trzy spotkania informacyjne dla kandydatów do szkoły zduńskiej. Roczna szkoła zduńska zostanie zorganizowana dla około 10 osób chętnych. Jednak dopiero po przygotowaniu podręcznika z ćwiczeniami praktycznymi, będzie można rozpocząć nabór.

Aldona Mazurkiewicz


Na zdjęciu po prawej Jan Zapora – Starszy Cechu Zdunów Polskich a po prawej Jacek Ręka – Starszy Małopolskiego Cechu Zdunów i Zawodów Pokrewnych

Jan Zapora, Starszy Cechu Zdunów Polskich:

Czy zainteresowanie profesją zduńską jest duże?

Zainteresowanie zawodem zduna jest nikłe m.in. z powodu wykluczania biomasy, kominków i pieców oraz innych urządzeń na biomasę przez Programy Ochrony Powietrza i uchwały antysmogowe. Także przepisy budowlane (od 2003 r.) wepchnęły naszą branżę w określony zaułek jako dodatek do ogrzewania bądź „rekreacji”, a nie jako główne ogrzewanie budynków.

Także zawód wymaga bardzo dużej odpowiedzialności i doświadczenia, jak również nauczenie się go w krótkim czasie nie jest możliwe. Także konkurencja ze strony innych mniej emisyjnych technologii nie służy branży. Pragnę zauważyć, że niektóre sieci marketów na wieść o planowanych uchwał antysmogowych, polikwidowały działy kominkowe w swoich sklepach. Na szczęście wspólne działania branży wpłynęły na inny kształt tych uchwał. Pracujemy w zawodzie, którego tak szybko nie zastąpią roboty, stąd działamy w takim obszarze, w którym człowiek jest bezkonkurencyjny.

Jak zostać zdunem? Jak zdobyć wiedzę i umiejętności?

Zdunem najlepiej zostać przez pracę u kogoś wykonującego ten zawód. Obecnie nie ma lub są bardzo małe możliwości nauki w szkole zawodowej w tym kierunku. Kierunki zawodu ceramika są już bardziej dostępne w szkołach, ale są one pobocznym działem. Praca w okresie/czasie umożliwiającym poznanie wielu urządzeń, technologii, materiałów, wraz z praktycznym ich zastosowaniem, oraz studiowanie literatury branżowej i rozmowy z osobami z branży, są gwarantem nabycia odpowiednich umiejętności przygotowujących do zawodu zduna. Pewnym utrudnieniem jest bardzo mała, wręcz unikatowa ilość osób pracujących w tym zanikającym zawodzie. Myślę, że łączna liczba pracujących w zawodzie zduna nie przekracza 2.000 osób w całej Polsce. Zatem rocznie do zawodu przybywa około 40-50 osób, z czego 5-10 osób pozyskuje tytuł czeladnika lub mistrza. Dla przykładu, w zawodach elektryka czy mechanika samochodowego przybywa rocznie około 20.000 osób.

Jakie są korzyści z członkostwa w Cechu w obecnych czasach?

Bycie członkiem Cechu daje możliwość rozwinięcia i zdobycia szerszej wiedzy w zawodzie zduna oraz na temat szeroko rozumianej aktualnej sytuacji branży i wszelkich uwarunkowań. Warto się stowarzyszać, bo dużo łatwiej pozyskiwać informację czy nowe umiejętności w grupie, niż w pojedynkę. Wspólne spotkania, szkolenia oraz rozmowy tworzą branżowe relacje i dają wsparcie, które są nie do przecenienia w obecnych czasach.

Stając się członkiem Cechu Zdunów Polskich zyskujesz możliwość:

  • uczestnictwa w wielu darmowych wielokierunkowych szkoleniach;
  • poznania wielu różnych technik, technologii i materiałów oraz posługiwania się nimi, tak na poziomie starego zduństwa tradycyjnego, jak i na poziomie najnowocześniejszych rozwiązań piecowo-kominkowych i piecowych przy użyciu najnowocześniejszych materiałów;
  • nauki budowy kominków, kominków akumulacyjnych, piecokominków, wraz z użyciem szeroko rozumianego osprzętu, w tym kominowego, wentylacyjnego, hydrauliki, automatyki, fotowoltaiki czy elektroniki;
  • nauki budowy otwartych palenisk, grili, wędzarni, pieców chlebowych, różnych palenisk zewnętrznych;
  • nauki modyfikacji ceramicznych systemów kominowych, nauki wykonywania wzmocnionych konstrukcji, nauki wykonywania podkuć ścian i kominów, wraz z odpowiednim wzmocnieniem i uwzględnieniem przepisów prawa budowlanego;
  • dostępu do przepisów i nauki w potrzebnym zakresie Prawa Budowlanego, norm budowlanych i norm dla urządzeń, zasad etyki zawodowej;
  • szerokiego zakresu podnoszenia kwalifikacji zawodowych (kurs pedagogiczny, kurs projektowania CAD, kurs obsługi klienta itp.);
  • kurs wraz z egzaminem na czeladnika i mistrza zduńskiego. Cech posiada własną komisję egzaminacyjną przy Izbie Rzemieślniczej w Kaliszu;
  • wspólne spotkania branżowe, w tym międzynarodowe warsztaty, konferencje i wyjazdy na targi zduńskie;
  • szeroko rozumiane doradztwo i wsparcie techniczne, wymiana doświadczeń w branży i z rzemieślnikami z branż pokrewnych;
  • liczne przywileje i odznaczenia, w tym Związku Rzemiosła Polskiego;
  • reklamę firmy w swoim regionie oraz wsparcie przy pozyskiwaniu zleceń i pracy;
  • rozwoju i działania w obronie drewna kawałkowego, urządzeń na biomasę i naszego zawodu na poziomie regionalnym czy ogólnopolskim;
  • zaangażowania i udziału w grupach reklamowej lub szkoleniowej, a także w pracach zarządu, komisji rewizyjnej, egzaminacyjnej czy sądu cechowego lub jako delegat do Izby czy na zjazd Izby;
  • udziału w różnych festynach, plenerach, świętach związanych z naszym zawodem;
  • pomocy prawnej, psychologicznej, ekonomicznej, biznesowej;
  • brania udziału w tworzeniu opinii i ekspertyz zlecanych Cechowi.

Małopolski Cech Zdunów i Zawodów Pokrewnych

Jacek Ręka, Starszy Małopolskiego Cechu Zdunów i Zawodów Pokrewnych:

Dlaczego warto być zdunem? Dlaczego potrzebujemy cechów zduńskich?

Po pierwsze  dlatego, że zdun zawsze będzie miał pracę, gdyż zawsze będą poszukiwani  fachowcy, którzy w starych zabytkowych lub stylizowanych wnętrzach będą potrafili odtworzyć, odrestaurować  lub wybudować  nowy  właściwy dla  danej  epoki historycznej  kaflowy piec pokojowy czy kuchenny  i w dodatku zrobić to używając  tradycyjnych materiałów i technologii. Kafle i  cegły połączą  klasycznie najtańszym materiałem –  gliną, a piec będzie przez długi  12 – 24 godzinny okres czasu  stabilnie ogrzewał  przyległe do niego jedno lub dwa pomieszczenia. Choć  wykonawca swój zawodowy tytuł Mistrza  zduńskiego zdobył  zapewne już przed wielu laty, to jednak jako aktywnemu członkowi cechu, nieobce będą mu również współczesne wymagania  emisyjne i dlatego będzie potrafił  wprowadzić  do budowanego pieca  takie   rozwiązania  techniczne,  które zapewnią emisję na poziomie znacznie niższym niż graniczne wymagania europejskiego Ekoprojektu.  Szamotowe  palenisko wybuduje też w ten sposób,  by można było w nim palić tylko tak jak przed wiekami – czyli wyłącznie  drewnem opałowym ( drobnicą – gałęziówką i to też iglastą).  Piec opalany  takim  paliwem,  będzie  więc mógł zapewnić  najtańsze ogrzewanie – praktycznie na poziomie trzykrotnie niższym  niż jakimkolwiek innym paliwem.  Można zatem przypuszczać,  że taki piec nie będzie  stał  tylko jako  drogi zabytek – czy zimna  atrapa  ozdobnego pieca, ale będzie używany w sposób ciągły, co pozwoli właścicielowi szybko zwrócić poniesione na jego budowę koszty.

Po drugie dlatego, że wprowadzana europejska transformacja energetyczna, dla ochrony klimatu wymaga  dziś  likwidacji  urządzeń opalanych paliwami kopalnymi i zastępowania ich odnawialnymi źródłami energii (OZE). Ponieważ  najbardziej  reklamowane  i wprowadzane  do indywidualnego ogrzewania budynków mieszkalnych grzewcze technologie OZE nie zapewniają dziś stabilności  ogrzewania – gdyż są całkowicie uzależnione od warunków pogodowych, pory dnia czy przede wszystkim  dopływu prądu, dlatego koniecznym staje się posiadanie  systemu grzewczego, który zapewni gospodarstwom domowym   niezależność  cieplną, a w ten sposób bezcenne w dzisiejszej sytuacji politycznej podstawowe  bezpieczeństwo. Współczesny rozwój technologiczny branży zduńskiej doprowadził  do możliwości budowy  takich pieców, które nie tylko że zapewnią stabilność i  bezpieczeństwo cieplne   całych budynków mieszkalnych, ale  równocześnie  dostarczą  przyjemność posiadania ozdobnego kominka z pięknym widokiem ognia. Dlatego też przywracamy im starą zduńską nazwę „piecokominki”. Ponadto,  stosowane dziś przez zdunów innowacyjne materiały akumulacyjne i nowe technologie,  umożliwiają  podniesienie komfortu  ich stosowania  do potrzeby wykonania tylko jednego – dwóch załadunków drewna na dobę, czyli do 12 -24 godzinnego bezobsługowego okresu grzewczego, spełniając równocześnie  potrzebę  posiadania  niezależnego – podstawowego ogrzewania całego domu  „Drewnem – Polskim  OZE”. Ponadto, współczesne piece zduńskie,  stanowiąc  najbardziej  stabilny i niezależny system grzewczy oparty o najtańsze i najbardziej dostępne neutralne klimatycznie odnawialne źródło energii jakim jest  w nadmiarze dostępna biomasa drzewna, nie tylko spełniają, ale również gwarantują  w praktyce stosowania emisję na wymaganym  dziś w europejskim  poziomie –  całkowicie bezpiecznym dla zdrowia ludzi i środowiska.  W ten sposób pozwalają realizować  w najtańszy i najbardziej dostępny sposób, cele i  wyzwania które stawia  współczesna transformacja klimatyczna, bez zbędnego generowania nadmiernych kosztów.

Współczesne  piece zduńskie – piecokominki, stają się w ten sposób  najbardziej proekologicznym  jak i  najbardziej  ekonomicznym  rozwiązaniem,  pozwalającym  na zaspokojenie  koniecznej w naszym klimacie potrzeby posiadania  niezależnego systemu  podstawowego ogrzewania i przygotowania posiłków, w dodatku opartego na neutralnym klimatycznie OZE.  Potrzeba zaspokojenia tych potrzeb,  uczyni współczesny zawód zduński, jednym z najbardziej  poszukiwanych i niezbędnych   wśród innych najbardziej rozwiniętych innowacyjnych technologii energetycznych OZE. To już nie „zawód wymierający”- jak by to chcieliby widzieć  niektórzy, ale to już najbardziej zaawansowany i przyszłościowy zawód w branży  ogrzewania budynków mieszkalnych, gwarantujący stabilność i niezależność energetyczną po najniższych kosztach – a przecież na ten cel idzie  dziś około połowa krajowej produkcji energetyki przemysłowej. W tej sytuacji  przed branżą zduńską  stoją olbrzymie możliwości rozwoju i wyzwanie zabezpieczenia  potrzeb grzewczych większości mieszkańców w sposób stabilny i niezależny.

 Nie trudno  więc  zauważyć, że to współczesna rewolucja klimatyczna poszukująca nowych technologii OZE, wyniosła dziś zawód zduński do czołówki zawodów wprowadzających  nowe technologie energetyczne i jak to widzimy z doświadczeń innych krajów, uczyniła to bardzo  skutecznie, skoro dzięki technologiom zduńskim cele te  mogą być  spełniane w sposób najtańszy, najszybszy i najbardziej przyjazny mieszkańcom, łącząc  skuteczność ogrzewania  z ozdobą i pięknem ognia.

 W tej sytuacji branża  zduńska będzie potrzebowała w najbliższym czasie bardzo wielu nowych rzemieślników. Aby móc sprostać tej potrzebie będą  musiały się bardzo szybko rozwijać i powstawać nowe cechy zduńskie, jako jedyne organizacje zawodowe mogące zgodnie z obowiązującym prawem zapewnić istnienie i rozwój szkolnictwa zawodowego nowych zdunów – młodocianych w systemie trzyletniej szkoły branżowej o profilu szkolenia dualnego (teoretycznego i praktycznego w mistrzowskich zakładach zduńskich) i dorosłych, mogących przekwalifikować się w systemie kursów prowadzonych przez fachowców z cechów zduńskich, w sposób gwarantujący również praktyczną naukę zawodu u Mistrza zduńskiego.

 Na stronach naszych krajowych cechów, można zapoznać się z propozycjami organizowanych szkoleń i działań  przywracających rzemiosłu zduńskiemu tradycyjną rolę zawodu wykonującego niezależne podstawowe  indywidualne ogrzewanie budynków mieszkalnych, a także umożliwiającego pieczenie i gotowanie najsmaczniejszych potraw na drewnie.

Kominek i telewizor – jak to prawidłowo wykonać?

Umieszczenie telewizora w okolicach kominka bywa sporym wyzwaniem dla wykonawcy projektu. W wielu projektach telewizor znajduje się na tej samej ścianie co kominek – albo obok, albo nad paleniskiem 9 najczęściej w małych wnętrzach). Jak połączyć te dwa urządzenia bezpiecznie?

Trzeba pamiętać, że połączenia kominka i telewizora nie jest zbyt szczęśliwe, i to nie tylko jeśli chodzi o estetykę. Elektronika nie lubi ciepła, dlatego połączenie telewizora z kominkiem wymaga specjalnego odizolowania przez zabudowę kominka i izolację ściany tak, aby kominek nie nagrzewał telewizora. Badania pokazują, że najwyższa temperatura w kominku jest osiągana na czopuchu, czyli zaraz nad paleniskiem, gdzie czasami właśnie przewidziane jest miejsce na telewizor. Dodatkowo im większa szyba, tym większe promieniowanie i większa temperatura w okolicy kominka, co może spowodować uszkodzenie telewizora. Zatem jakie jest najlepsze rozwiązaniem, aby kominek i telewizor nie stanowiły dla siebie zagrożenia w salonie? W Internecie wśród sposobów wymieniana jest dodatkowa izolacja ściany za telewizorem, powieszenie telewizora we wnęce, montaż półki nad paleniskiem z ekranem grzejnikowym  lub wyprowadzenie ciepła kanałem nad telewizor. Jakie metody polecają specjaliści? Na nasze pytania odnośnie wieszania kominka przy lub nad telewizorem odpowiedzieli: Joanna Dudziak, projektant firmy Bizmet, oraz Iwo Lipiński – właściciel firmy Kominkarnia.

Patrycja Szymbor


Joanna Dudziak, projektant firmy Bizmet:

Jaka lokalizacja telewizora jest najbezpieczniejsza, aby nie uszkodzić sprzętu przez ciepło wydobywane z kominka?

– w przypadku kominków z szybą frontową + TV obok:

Obok prawidłowo wykonanej i zaizolowanej obudowy można bezpiecznie umieszczać telewizor, nawet w niewielkiej odległości od niej, mając na uwadze estetykę, ergonomię i pamiętając, aby odbiornik nie był blisko kratek wylotowych z obudowy kominka. Zastosowanie głębszej blendy wykończeniowej (zagłębienie wkładu) w obudowie zmniejszy szerokość kąta wypromieniowywania ciepła przez szybę. Warto o tym pamiętać, jeśli telewizor ma być obok wkładu, ale na tej samej płaszczyźnie, z której wykonana jest obudowa wkładu. Umieszczenie telewizora obok obudowy kominka, ale na ścianie tylnej (często kominowej), do której przylega obudowa – w przypadku poprawnie wykonanej obudowy – nie niesie żadnych zagrożeń.

– w przypadku wkładów z szybami narożnymi (z jednej lub z obu stron) + TV obok:

Bezpieczna odległość elementów palnych od szyby wkładu kominkowego to minimum 80 cm (szyba podwójna we wkładzie będzie nieco redukowała efekt promieniowania cieplnego, więc warto rozważyć ją w takim układzie). Zmniejszenie bezpośredniego promieniowania cieplnego możemy także uzyskać przez podniesienie telewizora względem szyby wkładu. Warto też zapoznać się z informacjami zawartymi w instrukcji TV, zwłaszcza na temat tego, w jakich temperaturach odbiornik może bezpiecznie pracować.

– usytuowanie TV nad kominkiem:

W takiej sytuacji najlepiej umieścić jest telewizor w zaizolowanej wnęce nad paleniskiem kominkowym. Cofnięcie powierzchni TV względem powierzchni szyby wkładu zmniejszy efekt nagrzewania (ciepło kieruje się ku górze). Wykonanie takiej „wnęki” należy przemyśleć wcześniej, ponieważ inną przestrzenią bezpośrednio ponad szybą wkładu dysponujemy w przypadku wkładów otwieranych na bok, a inną w przypadku wkładów podnoszonych do góry. W takim przypadku najlepiej używać głębokiej blendy (ramy wykończeniowej drzwiczek paleniska), czyli w przedziale od 80 do100 mm.


Iwo Lipiński, właściciel firmy Kominkarnia:

Czy oprócz odpowiedniego miejsca, trzeba dodatkowo odizolować telewizor od kominka?

Telewizor najlepiej jest umieścić we wnęce, dzięki której ciepło znad szyby kominka nie będzie opływało telewizora. Obudowa kominka powinna być za telewizorem dobrze zaizolowana – najlepiej podwójną warstwą izolacji. Należy pamiętać o wykonaniu korytka izolowanego wewnątrz obudowy kominka na przewody elektryczne i sygnałowe (antena, wszelkie kable itp.). Na etapie projektu należy pomyśleć, gdzie umieścimy dekoder, który będzie połączony z telewizorem. Czasem udaje się go umieścić za telewizorem, ale tylko w przypadku, kiedy pilot od telewizora nie potrzebuje bezpośredniego nakierowania w stronę dekodera, aby działać. W razie potrzeby przeciągnięcia nowych kabli, powinno się zainstalować korytko na kable. Jest to dość problematyczne, ale wykonalne. W obudowie można zrobić podwójną ściankę z pustą przestrzenią, w której przechodzi korytko plastikowe. Przy takiej realizacji zabudowa musi być odpowiednio wzmocniona, tak aby wytrzymać obciążenie telewizora, ponieważ standardowa zabudowa kominka nie utrzyma śrub i uchwytów telewizora. Zazwyczaj w takich wypadkach zabudowę kominka robimy wielowarstwową –  pod warstwą płyty gipsowo-kartonowej umieszczamy grubą płytę OSB, do której można w dowolnym miejscu przykręcić uchwyt na telewizor. Następnie płyta OSB jest izolowana płytami krzemianowo-wapniowymi.

Akademia Ładnego Kominka cz.VI – Kominek i telewizor

Dlaczego ciągle powstają brzydkie kominki? Dlaczego często, mimo użycia wysokiej jakości materiałów i zainwestowania dużych pieniędzy, nie ma dobrych efektów estetycznych? Jak zrobić piękny kominek? Dlaczego projektowanie nie jest takie łatwe? Z pewnością nie można się tego nauczyć w pięć minut, stąd pomysł na dłuższy cykl wykładów Akademia Ładnego Kominka.

Skoncentrujemy się na tych typach urządzeń, których formę najłatwiej jest popsuć złym projektem: kominkach „z wkładem” oraz piecach kaflowych. Najpierw ogólnie nakreślimy zagadnienia, zaś w kolejnych wykładach cyklu przyjrzymy się poszczególnym problemom.

Partnerem Akademii Ładnego Kominka jest największa polska kaflarnia – Kaflarnia Kafel-Kar.


Od wielu lat w domowym salonie o palmę pierwszeństwa rywalizują dwa urządzenia: kominki i telewizory. Umiejętne rozlokowanie tych dwóch sprzętów we wnętrzu względem siebie to problem estetyczny, a w przypadku bliskiego sąsiedztwa również techniczny – o czym piszemy w innym materiale tego numeru Kominków PRO.

Przede wszystkim należy zauważyć, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat zmieniała się rola i waga zarówno kominka, jak i telewizora. Obecnie ze względu na kwestie bezpieczeństwa energetycznego – po okresie zmniejszonego zainteresowania – kominki na drewno wróciły do łask, a okres pandemii i postęp technologiczny sprawiły, że telewizor to już nie tylko odbiornik telewizyjny, ale cyfrowe centrum medialne z dostępem do Internetu i platform streamingowych. Właśnie z tych względów rozmiary telewizorów stale rosną, a kominków na drewno – w związku z coraz lepiej izolowanymi domami, zmniejszonym zapotrzebowaniem na energię oraz rosnącymi wymaganiami ekologicznymi – maleją. Jak zatem pogodzić współczesny dominujący telewizor z wysokosprawnym, ale często coraz mniejszym kominkiem na drewno? A może połączyć go z długą linią ognia biokominka, kominka na gaz lub prąd? To tylko kilka kwestii do rozstrzygnięcia. Osobiście, prawdopodobnie jak większość osób z naszej branży, uważam, że dominować we wnętrzu powinien żywy ogień, czyli kominek, niezależnie od tego czy będzie to urządzenie na drewno, czy inne paliwo.

Kratki

Kilka wskazówek na początek

W dzisiejszych realiach wyodrębnienie pomieszczenia telewizyjnego nie wydaje się zbyt atrakcyjnym rozwiązaniem. Widoczna tendencja do otwartych przestrzeni i salonów połączonych z jadalnią oraz kuchnią, która dostosowana jest do współczesnych wymagań i szybkiego tempa życia, kieruje nas bardziej w stronę mariażu wielu funkcji w jednym wnętrzu.

Miejsce na kominek i telewizor powinno być przemyślane już na etapie projektu domu. W przypadku kominka na drewno, który potrzebuje komina, uwarunkowania techniczne często określają jego umiejscowienie. Dużo większą swobodę będziemy mieli w przypadku kominków elektrycznych czy na bioetanol.

Usytuowanie telewizora względem kominka nastręcza wiele wątpliwości aranżacyjnych. Nawet gdy wiemy, że rządzi kominek, musimy zdecydować, w jaki sposób będzie sprawował swoją władzę. Oto kilka podpowiedzi.

Bliskie sąsiedztwo

Jest to najbardziej pożądane i jednocześnie najtrudniejsze z połączeń, w którym bez dobrego projektu łatwo wywołać we wnętrzu wrażenie chaosu. Potrzeba sporo wyczucia, aby umiejętnie dopasować oba urządzenia. W małych salonach nie ma innej możliwości, więc warto zawalczyć o to, aby mariaż telewizora z kominkiem nie zamienił się w połączenie grochu z kapustą, co nie jest łatwe, gdy mamy niewielkie palenisko i sporych rozmiarów telewizor. Do pewnej wielkości wnętrza typowy wkład kominkowy o szerokości około 80 cm jeszcze dobrze będzie współgrał z telewizorem 50-calowym i proporcje takiego zestawu nie będą zaburzone. Jednak w większym wnętrzu i przy większym odbiorniku telewizyjnym, a typowych rozmiarach wkładu kominkowego, proporcje będą już zaburzone i będą wymagały dla ich zgubienia projektowej gimnastyki.

Kalfire

Najniebezpieczniejsze jest umieszczenie telewizora nad kominkiem. To nie tylko problematyczne technicznie – bo trzeba zabezpieczyć przed nagrzewaniem się wiszący nad kominkiem telewizor, ale też najmniej atrakcyjne estetycznie, a udane połączenie tego typu wymaga dużego wyczucia. Pomóc zgubić rozmiar dużego telewizora nad kominkiem może pomalowana na czarno lub wyłożona czarnym materiałem ściana. Pomocne mogą być też telewizory imitujące na ekranie obrazy lub tło na jakim się znajdują. Jeśli chodzi o kominek, to przy nowoczesnym telewizorze trzeba też postawić na nowoczesną formę kominka i jego zabudowę, ponieważ ani rustykalna cegła, ani drewniana belka nad paleniskiem się nie sprawdzi. Dużo lepiej będzie postawić na nowoczesne, gładkie spieki czy też szkło, które skomponuje się z ekranem TV.

Dużo lepszym rozwiązaniem estetycznym, jeżeli tylko wnętrze na to pozwala, jest umieszczenie telewizora w bliskim sąsiedztwie – na tej samej ścianie, ale obok telewizora, a nie bezpośrednio nad nim. Jest to rozwiązanie nie tylko dużo mniej skomplikowane technicznie, ale też bardziej przyjazne projektowo i użytkowo. Aranżujemy wówczas całą ścianę kominkową, a telewizor może stać się jednym z jej elementów wśród półek, blatów, schowków i siedzisk. Taki układ różnych elementów o różnych proporcjach pozwala odwrócić uwagę od dużych gabarytów telewizora, a dzięki zastosowaniu ciekawych materiałów wykończeniowych wokół kominkowego paleniska, np. kontrastujących z resztą elementów, przykuć uwagę do paleniska kominkowego. Niewielkie palenisko wizualnie „urośnie”, gdy palenisko postawimy na długim blacie, który będzie stanowił ważny element oraz eksponował bryłę kominka. Warto też postawić na eksponujące ogień pionowe modele palenisk, szczególnie w formacie narożnym lub trójstronnym, a wszystko po to, aby bryła kominka stała się bardziej przestrzenna i wysuwała się na pierwszy plan całości aranżacji. Z kolei inną z możliwości jest schowanie wśród wielu półek, wnęk i schowków  –zaaranżowanych na ścianie – telewizora za bezuchwytowym frontem szafki.

Plusem układu, w którym kominek i telewizor są na jednej ścianie, jest klarowna sytuacja co do ustawienia mebli wypoczynkowych, które są jednocześnie skierowane w stronę telewizora i kominka.

Przestrzeń dla każdego

Ten układ daje najwięcej swobody aranżacyjnej. Dodatkowo przejścia prowadzące w głąb domu czy duże przeszklenia w sposób naturalny rozdzielą strefy wpływów telewizora i kominka. Rozwiązanie to daje możliwość umieszczenia kompleksu wypoczynkowego w takiej konfiguracji, aby można było wygodnie kontemplować ogień, a także oglądać ulubiony program rozrywkowy czy korzystać z Internetu w telewizorze. Dobrym pomysłem na wyeksponowanie kominka jest zabawa kolorem. Telewizor umieszczony na ścianie o ciemnym kolorze lub we wnęce pomalowanej w ciemnym, głębokim odcieniu nie będzie zbytnio rzucał się w oczy. Można też pokusić się o dodatkowe podświetlenie samego kominka lub jego okolicy i wyeksponowanie go dzięki zastosowaniu jasnej barwy – będzie on wówczas prawdziwym centrum salonu. Przy aranżacji trzeba też zwrócić uwagę na umiejscowienie okien, aby wpadające promienie słońca nie przeszkadzały w oglądaniu ulubionego programu, choć sprawę mogą rozwiązać też dobre zasłony lub rolety.

Ruegg

Naprzeciw siebie

Taki układ jest możliwy tylko w salonie o większej powierzchni, ponieważ wymaga specyficznego rozstawienia miejsc do siedzenia. Najlepiej sprawdzą się sofy umieszczone naprzeciw siebie – jedna w stronę kominka, druga w stronę telewizora. Jest to klarowny i symetryczny układ, który pozwoli członkom rodziny oddać się ulubionej czynności. W czasie, gdy dzieci będą oglądały ulubioną kreskówkę, rodzice mogą się relaksować, spoglądając na ogień. Kominek i telewizor mogą też zostać ustawione na przeciwległych ścianach, choć nie bezpośrednio naprzeciw siebie. Przy takim usytuowaniu kominka dobrze sprawdzą się sofy modułowe, które w przestronnym salonie można swobodnie poustawiać tak, aby każda była wygodnym miejscem do odpoczynku zarówno przy kominku, jak i przy telewizorze. Eliminuje to też problem odbijających się refleksów ognia w telewizorze, który może wystąpić w ustawieniu urządzeń centralnie naprzeciw siebie.

Rządzi kominek

W niektórych przypadkach najlepszym rozwiązaniem jest schowanie telewizora w zamykanej przesuwnymi drzwiami szafie. Można tam dodatkowo umieścić kilka półek na sprzęt audio-video. Można też nabyć specjalne szafki, które nie muszą być częścią większej zabudowy, tylko są wolno stojącym meblem, specjalnie skonstruowanym po to, aby ukryć w swoim wnętrzu telewizor. Taki mebel może stanąć nawet na środku pomieszczenia i stanowić interesujący element wystroju. Ciekawą alternatywą w takich wnętrzach może też być rezygnacja z klasycznego telewizora na rzecz projektora i wysuwanego z sufitu ekranu. Taki układ pozwala stworzyć prawdziwie kinowy klimat, który jednocześnie nie będzie naruszać charakteru aranżacji. Jest to szczególnie ważne przy wnętrzach urządzonych w stylu klasycznym, stylizowanym na angielskie rezydencje czy domy wiejskie, gdzie przeważają elementy drewniane, sielskie bądź pełne antyków, a nowoczesny telewizor LCD do nich zwyczajnie nie pasuje. Co więcej, obecny w takich wnętrzach klasyczny kominek portalowy niespecjalnie polubi się z bryłą telewizora, ale dużo lepiej skomponuje się z wielkim lustrem umieszczonym nad paleniskiem. W bliskim sąsiedztwie telewizora estetycznie nie będzie również wyglądał klasyczny lub historyzujący piec kaflowy, dlatego przy takich ogniowych formach warto rozważyć schowanie bryły telewizora.

Ukrycie telewizora za przesuwnymi drzwiami zabudowy do doskonały zabieg, który sprawdzi się szczególnie dobrze we wnętrzach w stylu klasycznym, w których sporych rozmiarów telewizor zaburzyłby całość aranżacji.

projekt Katarzyna Kraszewska architektura wnętrz

Aranżacja wnętrza z kominkiem i telewizorem często nastręcza problemów. We wnętrzach hermetycznych, w których dominują proste, minimalistyczne kształty, dosyć łatwo ustawić kolejną nowoczesną bryłę w postaci telewizora. Można też schować telewizor na półce pod schodami, których dynamiczna konstrukcja odwróci uwagę od jego gabarytów, co pozwoli niemal bezsprzecznie królować w salonie kominkowi. Warto pamiętać, że z zasady im większa przestrzeń dzieli kominek i telewizor, tym łatwiej im ze sobą koegzystować. W przypadku bliskiego sąsiedztwa kominka i telewizora bez rady specjalisty od aranżacji wnętrz łatwo popełnić wnętrzarskie faux pas. Może się okazać, że nasz salon stanie się polem bitwy, a nie cichym i przytulnym miejscem rodzinnych spotkań.

Aldona Mazurkiewicz