Branża kominkowa szuka sposobów na kryzys
Pandemia Covid-19 i załamania łańcuchów dostaw, wojna w Ukrainie i kryzys energetyczny – to wszystko ma wpływ na działalność polskich firm, też tych z branży kominkowej. Do tego dodajmy lawinowy wzrost zainteresowania ogrzewaniem drewnem i kominkami. O aktualnej sytuacji w firmach Witold Hawajski – redaktor naczelny Kominków PRO – rozmawiał z Hubertem Dziubełą, dyrektorem ds. rozwoju strategicznego Defro i Rafałem Karnym, właścicielem Kaflarni Kafel-Kar.
Wydawało się, że pandemia Covid-19, która ograniczyła osobiste kontakty, zamroziła imprezy targowe i zakłóciła dostawy, to najgorsze, co może spotkać branżę kominkową. Internet nieco złagodził problemy, ale przecież nie wszystko da się zrobić wirtualnie i „na dowóz”. Wiosną 2019 roku byliśmy na targach w Poznaniu i w Weronie, i były to ostatnie targi przed wybuchem pandemii. Potem życie zamarło, obiekty targowe zamieniano w szpitale, a hale producentów i salony firm handlowo-usługowych były zamykane z powodu kolejnych fal zachorowań. Jedyny segment branży kominkowej, który wręcz się rozwinął, to budowa ogniowych urządzeń kulinarnych i ogrodowych. Ci, którzy dotąd regularnie korzystali z restauracji, gościli przyjaciół, zamknięci w swoich domach. Ludzie zaczęli intensywnie gotować, piec, grillować…
Mijała zima 2021/2022, wracał optymizm branży i inwestorów, i kiedy wydawało się, że wszystko wraca do normy, produkcja znowu się rozkręcała, a klienci odwiedzali salony, nadeszła rosyjska agresja na Ukrainę. Znowu wszystko zamarło w niepewności jutra, zmieniło się! Tym razem wojenny szok pozytywnie zadziałał dla kominkowej branży. Szkoda, że aż tego trzeba było, by politycy i działacze lokalni, którzy dotąd zajęci byli wyłapywaniem realnych i nierealnych pyłów i podkopywaniem podstaw ogrzewania drewnem, naraz zaczęli zachęcać do zbierania „chrustu”, zakupu miału węglowego i węgla brunatnego, którego spalania sami jakiś czas temu zakazali.
Drastyczny wzrost cen paliw kopalnych, prądu, benzyny, gazu i ogólna niepewność, spowodowały niemal szturm klientów na wszelkie miejsca, gdzie dotąd stały zakurzone (bo opluwane i zakazywane) kominki.
Drewno, kominki i piecyki na drewno stały się poszukiwanym towarem!
Odwiedziłem ostatnio wszystkie wielkie markety budowlane w Lublinie. Regały w nich uginają się od towaru. Jedyne puste półki, niczym w peerelowskim sklepie mięsnym, są na dziale… kominkowym. Jeśli jakieś wkłady czy piecyki tam są, to pojedyncze egzemplarze. Towaru brak, a jeśli już bywa, to czeka się na niego długo.
Już nie „smog, diesle, kopciuchy”, ale drewno, kominki i piecyki na drewno stały się poszukiwanym towarem. Zduni zostali zasypani nie tylko zamówieniami na nowe realizacje, ale też prośbami o remont starych, dotąd „odstawionych” pieców i kuchni kaflowych.
Jednak trudno opalać węglem brunatnym piece do wypału kafli kominkowych. Trudno zasilać importowanym miałem węglowym nowoczesne obrabiarki do stali i roboty spawalnicze, więc wzrost cen energii odczuwają z pewnością producenci wkładów i piecyków. Salony kominkowe trzeba też oświetlać i ogrzewać, i to nie tylko drewnem. Nawet ostatnie ogniwo – wykonawcy – również muszą dojechać do klienta i płacić coraz większe rachunki za materiały. Rodzi się więc pytanie, czy szansę na sukces, czyli ten dynamiczny przyrost zainteresowania kominkami, branża będzie w stanie w pełni wykorzystać?
Z rozmów przeprowadzonych z kilkunastoma firmami wynika, że zarówno producenci, jak i firmy usługowe, dają sobie nieźle radę w tej, bądź co bądź, nieciekawej sytuacji.
Zaskoczenie wielkim wzrostem zainteresowania wolno stojącymi piecykami trwało tylko chwilę i już zamiast produkcji wkładów firmy przestawiają moce produkcyjne na „kozy”. Mało tego, mamy w tym roku prawdziwy urodzaj na „kozy”, bo tyle nowych modeli piecyków co w 2022 nie pokazali polscy producenci przez wiele poprzednich lat!
W przypadku zdunów, proporcje budowy nowych urządzeń i renowacje starych chyba się wyrównały. To, co kiedyś było robione niechętnie i zostawiane „innym”, dzisiaj uruchamia nawet najbardziej doświadczonych zdunów i sprawia, że jadą dać nowe życie kuchenkom i piecom na drugim końcu kraju.
Może dlatego, że większość firm usługowych w branży to firmy małe i łatwiej im o elastyczność w tych trudnych warunkach.
Z kolei ci więksi, głównie producenci zatrudniający setki osób, dzięki szerokiemu asortymentowi produktów są w stanie odstawić na jakiś czas te, na które popytu nie ma, a środki i ludzi skoncentrować na poszukiwanych produktach: piecykach, systemach kominowych do istniejących budynków itp.
A więc bądźmy optymistami, bo wygląda na to, że więcej jest dla branży kominkowej „plusów dodatnich” niż „plusów ujemnych”. Chociaż przekonany jestem, że nie ma mowy o powrocie do sytuacji i cen sprzed lutego 2022, to jednak ludzie muszą to zaakceptować, muszą się ogrzewać, gotować posiłki, a urządzenia na drewno sprawdzają się w tych rolach jako najbardziej pewne i stabilne.
Witold Hawajski