Według CEEB (Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków) na dzień 15 listopada 2023 roku mieliśmy w Polsce 17.184.476 różnych źródeł ciepła. Ta ewidencja, która miała być pełną i wiarygodną, ma tak wiele nieścisłości czy wręcz podstawowych błędów, że zamiast „referencyjnej” można ją uznać za „orientacyjną”. W związku z tym, że innej, lepszej nie ma, musimy korzystać z danych w niej zawartych, biorąc jednak delikatną poprawkę. Zatem według CEEB najpopularniejsze jest w Polsce ogrzewanie gazowe (niemal 28%), mocno promowane pompy ciepła to wciąż zalewie 2,8%, a prawie 3 miliony i 17% stanowią kotły na paliwa stałe z ręcznym zasypem, zwane kopciuchami, z których większość wykorzystuje węgiel.

Okazuje się, że mimo upływu około 5 lat od początku działania wiele obiecującego programu Czyste Powietrze i po kilku latach działania POP-ów (Programów Ochrony Powietrza) liczba palenisk na węgiel nie tylko nie maleje, ale… utrzymuje się na tym samym poziomie!!!

Z kolei liczba kotłów spełniających „Ekoprojekt”, czyli ekologicznych, nadal jest niewielka (2%), podobnie mało jest kotłów na ekologiczny pellet (6%), natomiast węgiel i paliwa węglopochodne wciąż dominują wśród źródeł na paliwa stałe (56%).

Gdzie więc poszły miliony czy wręcz miliardy złotych, jakie wpompowano w programy wspierające wymianę starych urządzeń i obiecujące poprawę jakości powietrza? Chyba nie tyle para, ile dym poszedł w przysłowiowy gwizdek, czyli w kominy. I to dosłownie! Jeśli z jednej strony promuje się wymianę starych urządzeń i eliminację węgla z polskich domów, a z drugiej strony sprowadza tysiące ton wątpliwej jakości węgla i inwestuje w jego dystrybucję przez lokalne władze oraz obdarowuje na lewo i prawo dodatkami na jego zakup, to trudno oczekiwać innego efektu. Ekologiczny pellet obciążony najwyższym podatkiem, jak luksusowe dobra, i trudne do zaakceptowania wzrosty cen tego paliwa nie zachęcały do „przesiadki”, więc co się dziwić, że Polacy tłumnie skorzystali z węglowych preferencji, palili w kotłach, w których zgodnie z radami „można spalać wszystko”, i ani myśleli o ich eliminacji!

Mam nadzieję, że ten „powrót do przeszłości” wkrótce szybko się skończy, jednak czy zdążymy nadrobić stracony dla jakości powietrza czas? Czy będzie możliwa wymiana w pół roku 140.000 bezklasowych kotłów w samym tylko województwie małopolskim? Kto tyle wyprodukuje i zainstaluje? Skąd brać na to pieniądze? A to tylko jedno województwo!

Pompy ciepła stały się prawdziwym hitem rynku grzewczego w Europie, gdzie w roku 2022 nabywców znalazło około 3 miliony tych urządzeń. Również w Polsce w ciągu jednego roku sprzedano ich ponad 200.000, co było rekordem naszego kontynentu. Na ten „sukces” wpłynęło kilka czynników: niezwykle intensywna promocja, system dotacji skonstruowany „pod pompy”, duża ilość budowanych domów oraz… wysoka inflacja, która zachęcała do wydawania pieniędzy, a nie trzymania ich w banku czy pod poduszką. Dominowały inwestycje w rozwiązania, które miały dawać dodatkowe zyski (fotowoltaika) lub oszczędności (pompy ciepła), a przy tym – w przeciwieństwie np. do kotłów na pellet – nie wymagały żadnej pracy.

Jednak, jak to w życiu różnie z tymi „korzyściami” bywa, więc i „chwyt” z pompami nie do końca i nie wszystkim się udał. Duża część urządzeń, które trafiły na polski rynek, okazała się w rzeczywistości nie tak sprawna i energooszczędna jak obiecywały reklamy, a elektryczne grzałki uruchamiały się częściej niż powinny. Do tego niekorzystne rozliczenia prądu z fotowoltaiki plus wysokie ceny prądu dawały finalnie „rachunki grozy”. A miało być tak tanio! Do tego, ku zaskoczeniu wszystkich, okazało się, że pompy ciepła do pracy potrzebują… prądu elektrycznego.

I jak prądu z jakiegoś powodu nie ma, to pompa pracować przestaje i w domu robi się zimno.

Według ewidencji CEEB w Polsce mamy około 1,6 miliona kominków, piecyków oraz ogrzewaczy i jest to 9% wszystkich ewidencjonowanych urządzeń. Chociaż wadliwa ewidencja nie rozróżnia, czy są one na węgiel, czy drewno, to jednak doskonale wiemy, że w kominkach pali się drewnem, a „kominki na węgiel” w Polsce to efekt urzędniczej twórczości. Jest też w Polsce około 1 mln pieców kaflowych (6%) na „różne” stałe paliwa. Tutaj trzeba przyznać, że w wielu piecach, szczególnie tych ogrzewających socjalne budynki czy domy na wsi, faktycznie wciąż węglem się pali, podobnie jak w licznych z zarejestrowanych 800 tysięcy (5%) trzonów kuchennych. No ale jak tu nie palić węglem, gdy węgiel to „narodowy skarb”, który się sprzedaje w setkach punktów, a rząd do niego dopłaca. Z tym polskim „czarnym skarbem” przypadkiem wyszło, że może też być skarbem kolumbijskim, australijskim czy przefarbowanym przez Kazachów węglem z objętej embargiem Rosji. Na szczęście wielu Polaków pali drewnem w swoich piecach kaflowych czy kuchenkach, podobnie jak w kominkach i wolno stojących piecykach. Niestety, w przeciwieństwie do palaczy węgla, o których los tak intensywnie zadbano, że aż ustawowo zawieszono jego normy jakości, palący drewnem i pelletem w kominkach, piecach, piecykach i kuchenkach na takie przyjazne traktowanie liczyć nie mogli. Oba ekologiczne i lokalne paliwa objęte są wciąż maksymalnym podatkiem VAT (23%), niczym whisky i złoto, a wszelkie pisma w tej sprawie trafiają chyba na dno biurek urzędników. Na dodatek w wielu województwach twórcy Programów Ochrony Powietrza uparli się na kominki i albo ograniczają poważnie korzystanie z nich, albo (Kraków) zakazują całkowicie. Sytuacja, w której jedynymi urządzeniami, z jakich można korzystać, są paleniska spełniające wymogi Ekoprojektu oznacza, że mogą to być niezwykle „młode” egzemplarze, bo przecież dyrektywa Ekoprojekt zaczęła obowiązywać dopiero od 1 stycznia 2022 roku. Byli i tacy, którzy nawet wykonali „gest prezydenta” i dopuścili wyłącznie kominki z Ekoprojektem na kilka lat… przed wejściem dyrektywy UE w życie! A co z paleniskami, które są starsze o pół roku, o rok? Nawet Niemcy, którym też zależy na czystym powietrzu, granicę ustalili na roku 2010, od kiedy obowiązuje BimSchV 1! Na tym nie koniec „prześladowania” kominków. W przypadku korzystania z programu Czyste Powietrze wymagana jest albo likwidacja kominka, albo odłączenie systemu rozprowadzania powietrza, albo w przypadku palenisk z płaszczem wodnym „odcięcie” od systemu centralnego ogrzewania. W obu przypadkach oznacza to śmierć fizyczną kominka, bo takie „urzędnicze” odcięcie w praktyce zwykle nie jest możliwe.

I na finał, kolejny przejaw dyskryminacji, czyli kompletny brak dofinansowania w przypadku zakupu nowego piecyka czy kominkowego wkładu na drewno lub pellet w ramach wymiany na model spełniający Ekoprojekt. Czy można oczekiwać, że w sytuacji tak „wspaniałego” podejścia do kominków przed kominkowymi salonami ustawiać się będą kolejki? Z całą pewnością kreowana zła atmosfera wokół kominków i palenia drewnem nie sprzyja kominkowej i zduńskiej branży. Wielu potencjalnych klientów słysząc i widząc w mediach opinie „specjalistów” rezygnuje z instalacji kominka. Bardzo często mówi się o „zakazach”, nie wnikając nawet kogo, gdzie i w jakich sytuacjach dotyczą. Sytuacja branży kominkowej i zduńskiej nie byłaby do pozazdroszczenia, gdyby nie całkiem liczna grupa rozsądnych ludzi i praktycznych inwestorów.

Jednych przestraszyła wojna w Ukrainie. Innych dotknęła awaria prądu w długi weekend. Jeszcze inni dostali wysokie rachunki mimo posiadania pompy ciepła. A jeszcze inni mają kawałek swojego lasu lub wiele hektarów przycinanego co rok sadu. Są też posiadacze starszych wiekiem pieców kaflowych czy kuchennych trzonów, o których istnieniu właśnie teraz sobie przypomnieli, gdy przyszedł rachunek za gaz. Szukają zatem zduna, aby te zakurzone urządzenia przywrócił do życia. A jak nie mogą się doczekać, to korzystają z szybkich kursów zduńskich i sami biorą swoje ciepło w swoje ręce…

Wzrosło dynamicznie zapotrzebowanie na wolno stojące piecyki na drewno, produkty przez lata lekceważone. Teraz szybkość montażu i relatywnie niska cena czynią cuda. Już każdy polski producent kominków, oprócz preferowanych dotąd wkładów, posiada w ofercie nie jeden, dwa, ale znacznie więcej modeli stalowych i żeliwnych. Na rynku polskim pojawiło się też wiele piecyków od europejskich producentów. Są modele popularne, tanie i „premium”, a nawet luksusowe. Pojawiły się nawet na portalach ogłoszeniowych liczne oferty sprzedaży używanych piecyków przywożonych z Europy. Kominki i piecyki na drewno powinny być wspierane i dotowane, bo tysiące takich „maluchów” są w stanie ograniczyć zużycie energii w szczytowych okresach i stanowią doskonałe zabezpieczenie na wypadek różnego typu awarii. Jednak wsparcia finansowego i dobrego słowa „z góry” wciąż brak. Nie czekając na dotacje, nie czekając na oklaski, bo można się tego nie doczekać, ludzie remontują piece, kupują i instalują piecyki oraz układają drewno w zmontowanej na szybko drewutni. Kominki wracają!

Witold Hawajski