Od 24 lutego żyjemy w zupełnie innym świecie. Chociaż (na szczęście) działania wojenne bezpośrednio nas nie dotyczą, to jednak wysokie ceny pali, już tak. W spragnionych sensacji mediach można znaleźć zapowiedzi wyciągania starych kotłów ze złomowisk i masowego powrotu do węgla, a nawet do śmieci. W kominkowej, a szczególnie w zduńskiej branży można poczuć nagły przypływ zainteresowania „czymś na drewno”, co ogrzeje dom i ugotuje posiłki. Może być piec, piecyk, kominek czy kuchenka (właściwe podkreślić). Zainteresowanie wielkie, pocztowe skrzynki w komputerach zatkane, lista zamówień wypełniona do końca roku… Gdyby nie wojenna atmosfera i braki w zaopatrzeniu, to dla kominkowo-zduńskiej branży sytuacja-marzenie.

I to nie jest efektem udziału w imprezach targowych (z powodu pandemii nie było ich wiele), nie z powodu tysięcy złotych wydanych na reklamy. Wystarczy być? Trochę tak, ale promocja z pewnością nie zaszkodzi.

Lokalne uchwały oraz program Czyste Powietrze, używając terminologii militarnej, „okopały się” i nadal z uporem trwają przy promocji gazu. Nadal realizują plan Putina i mają za nic, że premier dwa razy na dzień zapowiada wstrzymanie importu paliw z Rosji.

To moja prywatna opinia: uparte trwanie niektórych osób i organizacji na pro-rosyjskich pozycjach powinno być obiektem zainteresowania odpowiednich służb.

Na szczęście pomiędzy „starym” gazowym porządkiem oraz oszołomami od złomów i węglowego miału są jeszcze ludzie, którzy telefonują, wysyłają maile do kominkarzy i zdunów lub osobiście odwiedzają kominkowe salony.

Niestety, ta sytuacja sprawiła, że wielu właścicielom firm kominkowych „odbiło” i nagle dowartościowani wyzywają niecenzuralnie instalatorów od gazu, pomp i fotowoltaiki. Trochę przypomina to sytuację pijanej myszy z angielskiego pubu, wołającej: „dawać kota!”. Powiedzmy sobie uczciwie, ani kominki, ani kaflowe piece, nawet te najnowszej generacji, nie są w stanie wielkością sprzedaży przebić gazowych kotłów czy pomp ciepła. Bezobsługowa eksploatacja i możliwość ogrzewania dużych i skomplikowanych architektonicznie obiektów jest paleniskom na drewno, a nawet na pellety trudna do pokonania. Nie bez znaczenia są też dotacje, które wciąż pokazują stan sprzed 24-go lutego. Jednak nawet jeśli „coś” na korzyść drewna i pelletów się zmieni, to i tak nie będzie to prosta zamiana gazu na drewno lub prądu na pellety. Specyfika budownictwa w ostatnich latach i dominacja wielorodzinnych osiedli deweloperskich nie sprzyja indywidualnym kotłowniom na pellety ani kominkom na drewno na trzecim piętrze.

Na szczęście są jeszcze tysiące domów indywidualnych, często w rozproszonej zabudowie. Branża kominkowa ma też atrakcyjne propozycje dla mieszkań w domach wielorodzinnych, kominki elektryczne czy biokominki.

Po 24 lutego, okazało się, że tylko ogrzewając drewnem możemy ominąć dostawców-monopolistów i mieć realny wpływ na koszty.

Zamiast zapędzania się w przekonywaniu, że piec kaflowy jest idealny w każdej sytuacji, a noszenie drewna na piąte piętro to samo zdrowie, wystarczy porównywać przysłowiowe jabłka z jabłkami i pomarańcze z pomarańczami i celnie trafiać w potrzeby potencjalnych klientów.

Drewno i kominki mają za sobą nie tylko wielowiekową tradycję, ale idealnie pasują do aktualnej sytuacji. Polacy już w czasie pandemii zauważyli, jak ważny jest ogień, i masowo wprowadzili go nawet do swoich ogrodów.

A teraz, po 24 lutego, okazało się też, że żadne inne rozwiązania ogrzewania domów nie dają niezależności od importowanych paliw i innych mediów. Tylko ogrzewając drewnem, można ominąć dostawców-monopolistów i mieć realny wpływ na koszty.

Przede wszystkim, i to jest argument nie do przebicia, my dajemy „w gratisie” urok żywego ognia. Wykorzystajmy mądrze ten dobry czas dla branży, dla drewna i kominków.

Witold Hawajski

redaktor naczelny magazynów Kominki PRO, Świat Kominków i portalu kominki.org

Czytaj też: