Kto by tego nie chciał! Zamarznięte wody Arktyki, niezagrożone lodowce w Alpach, czyste powietrze, zielona energia, wielkie tereny dla zwierząt i naturalna zdrowa żywność dla ludzi. Wszelkie aktywności i organizacje w tych sprawach działające to – wbrew wszelkim insynuacjom – nie robota zielonych ludzików ani jakiegoś nawiedzonego sponsora-milionera. Po prostu ludzie po zaspokojeniu podstawowych potrzeb zaczęli przejmować się o swoją i swoich dzieci przyszłość, przyszłość swojego miejsca, gdzie żyją i pracują, regionu, świata. I bardzo dobrze. Tego typu ruchy obserwować możemy np. w Europie, Ameryce, Australii, a także w Polsce. W Polsce, gdzie nie ma zagrożonych lodowców, oceanów i wielorybów, duża część „zielonych” aktywności koncentruje się na jakości powietrza. W zasadzie każdy z nas chce oddychać czystym powietrzem, więc powinien być „za”. I tutaj jest tzw. pies pogrzebany, bo przy okazji walki ze smogiem całkiem liczna grupa aktywistów chce pozbawić mieszkańców Polski odwiecznego towarzysza ludzkości – ognia.

Według GUS w Polsce mamy około 650 tysięcy kominków i piecyków. Zaledwie 6%, czyli około 80.000, to kominki i piecyki eksploatowane intensywnie.

Według GUS w Polsce mamy około 650 tysięcy kominków i piecyków, z których większość używana jest tylko okazjonalnie, rekreacyjnie, dla przyjemności. Zaledwie 6%, czyli około 80.000, to kominki i piecyki eksploatowane intensywnie. Jednak przy milionach różnej jakości kotłów na węgiel i nie mniejszej ilości innych poważnych źródeł emisji pyłów, to kominkom dostaje się najbardziej.

Jak do tego doszło?

Branża kominkowa przez lata była intensywnie zajęta sprzedażą i budową kominków, z niewielkimi tylko przerwami na zabawy w piratów czy zdobywców dzikiego zachodu i nie reagowała na coraz bardziej widoczne zagrożenia. Kominki faktycznie długo, bardzo długo „same się” sprzedawały z oczywistych powodów. Rynek kominków opalanych dostępnym i relatywnie tanim drewnem napędzały skokowe wzrosty cen energii i strach przed „zakręceniem” dopływu importowanego gazu. Ale żeby nie było całkiem komercyjnie, ludzie pragnęli również żywego ognia oraz niepowtarzalnego ciepła, które opalany drewnem kominek może dać. Coraz liczniejsze firmy starały się tym oczekiwaniom sprostać, wprowadzając na rynek kolejne marki, zatrudniając często przypadkowych montażystów i pracując niemal „na okrągło”. Branża miała się dobrze, nawet budziła zazdrość gipsiarzy, tynkarzy czy glazurników. Jednak w tym pędzie od dostawy do dostawy i z montażu na montaż zapomniano o „czymś”. Najłatwiej było nadrobić kwalifikacje fachowe – dzisiaj dysponujemy już dość liczna grupą czeladników i mistrzów nie tylko po produktowych szkoleniach w firmach, ale z rzemieślniczymi dyplomami uznawanymi w Europie. Gorzej z wizerunkiem kominków i złą opinią o paleniu drewnem nadszarpniętymi dzięki intensywnym zabiegom antysmogowców. Kominkarze i zduni doskonale wiedzą, że kominki są coraz „czystsze”, a drewno to ekologiczne i odnawialne paliwo, ale „oni” byli szybsi, sprawniejsi, bardziej bezczelni… Dotarli nie tylko do potencjalnych klientów, ale i zostali wyłącznymi doradcami decydentów. Przebudzenie przyszło późno, dopiero gdy potencjalni klienci rzadziej pukali do drzwi kominkowych salonów, a lokalne władze coraz częściej mówiły „nie” kominkom i drewnu na swoim terenie. Ale podobno lepiej późno, niż wcale.

Trzeba przyznać, że aktywność kominkarzy i zdunów w ostatnim roku robi wrażenie, a takiej kampanii, jak „Drewno – Pozytywna Energia” najstarsi zduni nie widzieli! Wprawdzie póki co trudno mówić o konkretnych efektach, ale „wróg” już wie, że nie poddamy się bez „walki”! Słów „wróg” i „walka” użyłem z premedytacją, bo niektórzy załatwianie zaległych spraw zaczęli traktować nazbyt poważnie i zaczęli mieć apetyt nie tylko na odzyskanie straconego rynku, ale nawet na zmonopolizowanie ogrzewania w Polsce! Co bardziej napaleni zwolennicy palenia drewnem na krakowskim Rynku czy na rogu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich powinni się opamiętać i używać bardziej sensownych argumentów, bo inaczej ta „wojna” będzie przegrana. Czy wystarczy do zwycięstwa wykupienie kilku reklamowych tekstów w „złej” gazecie, która nie jest nawet prenumerowana przez urzędników? Szanse na sukces są też niewielkie, gdy zaangażowanych jest w wizerunkowe działania zaledwie kilkanaście osób z ponad 1000 kominkowych firm. A reszta ? Reszta… czeka. Po drugiej stronie antysmogowe komórki działają już prawie w każdej wsi i wbijają do głów opowieści o „zabójczym smogu z drewna” i „trujących kominkach klasy średniej” i „zakazach palenia”.

O planach UE na rok 2050 powinni pamiętać antysmogowi aktywiści, którzy chcą drewno całkowicie wyeliminować. Daremny trud, bo w tym programie miejsce dla drewna jest zagwarantowane.

Unijne dokumenty podają, że docelowy udział biomasy w energetycznym bilansie Unii Europejskiej w roku 2050 ma wzrosnąć i wynieść 20% (słownie: dwadzieścia procent). O planach UE na rok 2050 powinni pamiętać antysmogowi aktywiści, którzy chcą drewno całkowicie wyeliminować. Daremny trud, bo w tym programie miejsce dla drewna jest zagwarantowane. I nie ma co płakać, bo miejsce na prąd i gaz też przewidziano. Będzie go wprawdzie mniej, ale spadek ma w dużym stopniu wynikać głównie z ograniczenia zużycia energii jako takiej.

O 20% dla biomasy powinni również pamiętać aktywiści promujący zbyt mocno kominki i drewno, zmuszający wszystkich, by Polacy masowo na to paliwo się przestawili. Może nie warto na siłę uszczęśliwiać wszystkich, a skupić się na tym, co realne, na tym, w czym drewno jako paliwo, a kominki i piece jako paleniska są trudne do pokonania. Spójrzcie pozytywnie, aż 20% rynku może być wasze! Może warto skupić się na jakości, atrakcyjności oferty, a nie tylko na ilości? Więcej i tak prawdopodobnie nie „przerobicie”, bo 100.000 kominków rocznie, a wokół tej liczby od lat rynek oscyluje, to 50−100 sztuk na jedną firmę. Jak za starych, dobrych czasów. A przecież wiele firm już nie tylko kominkami się zajmuje, ale również stolarką, wentylacją, instalacjami fotowoltaicznymi itd. 100.000 dodatkowych kominków rocznie to, licząc po jakieś 5 m3 drewna na kominek, również konieczność zabezpieczenia sezonowanego drewna w ilości 0,5 miliona m3. Kto to zabezpieczy, bo Lasy Państwowe póki co nie są zainteresowane.

A więc „TAK” dla poprawy wizerunku kominków i drewna, w tym zakresie na Świat Kominków, tak jak od 16 lat, można nadal liczyć. Rozpalone emocje warto jednak przygasić, a i nadzieje urealnić.

Witold Hawajski

redaktor naczelny magazynu „KominkiPRO”, „Świat Kominków”, portalu kominki.org

Zobacz rozmowy Witolda Hawajskiego w cyklu „Gorące tematy: