Ceny gazu i prądu rosną jak szalone! Wprawdzie oficjalnie gaz podrożał „tylko” o 54%, a prąd „tylko” o 25%, to jednak media prześcigają się w pokazywaniu konkretnych rachunków, z których wynika, że realne podwyżki są zdecydowanie wyższe. A podobno to nie koniec…


Na skutek wieloletnich zaniedbań mamy jedną z najdroższych energii w Europie. Może nawet najdroższą! Od dawna wiadomo, że od węgla gospodarka światowa odchodzi i wiele krajów już w tym kierunki podjęło zdecydowane kroki. Fakt, że węgiel w Polsce był zawsze traktowany wyjątkowo („polskie czarne złoto”), tendencji nie zmieni i świat na Polskę czekał nie będzie. Nie zmieni tego nawet barbórkowe zapewnienie Prezydenta RP o „węglu na 200 lat”.
Za spalanie węgla płacić trzeba wysokie opłaty emisyjne, które nie trafiają wcale do Brukseli, a powinny być przeznaczone na transformację. Takie pozornie „łatwe” pieniądze w państwowej kasie kuszą i na transformację chyba ani złotówka nie poszła.
Gdy amerykańskim firmom wydano koncesje na poszukiwanie gazu łupkowego, to na skutek oskarżeń o dewastację cennych terenów tak obrzydzono ten potencjalny biznes, że poszukiwacze zwyczajnie zwinęli się i wyjechali.
Gdy w grę wchodziły wiatraki produkujące energię, i to nie pojedyncze, ale całe farmy wiatrowe, to się okazało, że szum wiatraków ma negatywny wpływ na nieśność kur i mleczność krów, więc wytwarzanie prądu z wiatru obwarowano nierealnymi przepisami i nie pojawiło sią ich więcej w polskim krajobrazie.
Podobno na morzu (modne słowo offshore) prąd miał być lepszy, ale czy ktoś widział taką „elektrownię” na wodach polskiego Bałtyku?

Biomasa jest wszędzie istotnym, a wręcz niezbędnym składnikiem zielonych puzzli. I to ta służąca do ogrzewania indywidualnych domów, małych firm czy budynków publicznych.


Gdzieś wyparował sensowny pomysł na biogazownię w każdej polskiej gminie. Podobnie już od kilku pokoleń widmem i przedmiotem „rządowych ustaleń” jest elektrownia atomowa Jeśli nawet będzie prąd z atomu w polskich domach, to za minimum kilkanaście lat, a będzie to wtedy, gdy Niemcy zamkną swoją ostatnią atomówkę.
W zasadzie z „zielonych energii” tylko fotowoltaika wychodzi Polakom dobrze. Może dlatego, że jest wspierana solidnymi dotacjami. Może dlatego, że robią to bardzo sprawne i zmotywowane dużym zyskiem firmy. Może dlatego, że jest… darmowa, jak zapewniają instalujące panele PV firmy. Nic nie robię, a prąd mam – to przemawia do coraz bardziej wygodnych obywateli.


A jak masz swój prąd, to warto zainstalować pompę ciepła. No i jeszcze kupić samochód elektryczny lub chociaż hulajnogę, bo dotację na elektromobilność warto przygarnąć. Dotacje tu, dotacje tam, ale czy istniejąca, często przestarzała sieć jest w stanie odbierać ten masowo produkowany na polskich dachach prąd?


No i dochodzimy do drewna i pelletów, które choć „zielone” i odnawialne, obciążone są wysokim podatkiem i jeśli nawet są dotowane, to bardzo opornie… Mimo to z biomasy pochodzi ponad 70% zielonej energii! Bo biomasa jest wszędzie istotnym, a wręcz niezbędnym składnikiem zielonych puzzli. I to nie współspalana z węglem w elektrowniach, co jest absolutnie nieefektywne, ale służąca do ogrzewania indywidualnych domów, małych firm czy budynków publicznych. To całkiem dobrze funkcjonuje we Włoszech czy w Wielkiej Brytanii, która jest największym importerem pelletów drzewnych z USA. Im opłaca się inwestować w transport tankowcami przez ocean, a w Polsce od kilku już lat obrzydza się i zakazuje palenie drewnem pozyskanym w sąsiedztwie. Preferowany był węgiel i kopalne siostrzane paliwo – nie wiadomo dlaczego – nazwane „eko-groszkiem”, a nie pellety drzewne, w produkcji których Polska ma całkiem dobrą pozycję w Europie. Polskie pellety wędrowały do Niemiec, Włoch, Danii, a u nas z ekogroszkiem przegrywały. Dopiero od 2022 roku węglowe kotły zniknęły z programu „Czyste Powietrze” i to może zmienić układ sił.
Perturbacje covidowe i kryzys na rynku energii spowodowały, że bardziej z konieczności niż z miłości przyjaźniej spojrzano na drewno. W mediach pojawiły się nawet wypowiedzi zdesperowanych ludzi, którzy zaskoczeni przez wysokie rachunki za gaz chcą natychmiast dogrzewać się drewnem. W bardzo podobnej sytuacji znajdą się inwestorzy, którzy nie mieli szczęścia podłączyć się do sieci gazowej. Właśnie poinformowano, że PSG wstrzymała podpisywanie umów na przyłącza do końca roku 2023. Więc co niedoszłym abonentom błękitnego paliwa pozostaje? Chyba… biomasa.

Czy obecna sytuacja na rynku energii to szansa dla drewna i pelletów?


Piękne to zamiary, ale warto, by do swoich decyzji grzewczych podchodzić z większą dozą rozsądku. Po pierwsze, drewno i pellety też drożeją i będą drożały, bo pozyskanie drewna, jego suszenie oraz przetwarzanie odpadów na granulat wymaga energii, a ta jest coraz droższa. Po drugie, aby uzyskać domowe ciepło z drewna, trzeba mieć też dobrej jakości palenisko. Od 1 stycznia bieżącego roku sprzedawane mogą być wyłącznie urządzenia spełniające wymogi dyrektywy Ekoprojekt, więc wyciąganie z piwnic – polskich czy niemieckich – popękanych żeliwnych staroci nie jest wskazane. Drewno kawałkowe to też sporo ręcznej pracy, a na to nie każdy w 2022 roku jest gotowy. Pellety to co innego, tutaj można mówić o zautomatyzowanym, a nawet kontrolowanym za pomocą wi-fi paleniu. Potencjalnym amatorom ciepła z drewna nie warto podejmować decyzji bez uczciwej analizy. Na wszystkie pytania i wątpliwości warto szukać odpowiedzi w dobrej, lokalnej firmie kominkowej. Jest takich w Polsce całkiem sporo. Nie mam nic do internetowych poszukiwań, ale warto przy nich zachować czujność.

Bezwzględnie warto mieć w domu kominek, piec lub piecyk. Szczególnie tym odległym od miejskiego centrum, z daleka od gazowej sieci. Okazuje się też, że również blisko sieci, ale bez przyłącza. Warto dla dywersyfikacji ogrzewania domu, dla bezpieczeństwa cieplnego (awarie się zdarzają) oraz dla zwykłej przyjemności.


Czy obecna sytuacja na rynku energii to szansa dla drewna i kominków? Drewno jest, pellety też. Mamy też wielu producentów nowoczesnych urządzeń grzewczych na biomasę i tutaj nic od nowa tworzyć nie potrzeba, wszystko dostępne jest „od ręki”. I to jest wielka przewaga, szczególnie dla tych, którzy nie mogą czekać 210 dni (średnio) na umowę z „Czystym Powietrzem”. Kupuję, instaluję, korzystam, a potem ewentualnie odpisuję od podatku w ramach ulgi termomodernizacyjnej. Ja tak zrobiłem i grzeję się drugi sezon, a nie czekam w zimnym domu na decyzję. Może kiedyś dorobimy się nawet dotacji na instalację lub wymianę komików, jednak nawet gdy ich nie ma, to kominek powinien do domu trafiać, np. za pieniądze zaoszczędzone dzięki innym dotacjom. To się i tak opłaca, a pracownicy firmy kominkowej to udowodnią.


Dla wielu użytkowników indywidualnych kominki i drewno to nic nowego. Jeszcze kilka lat temu każdy nowy dom MUSIAŁ mieć kominek – nie z powodów prawnych, ale ze względu na to, że był to jeden z istotnych atutów posiadania własnego domu. I chociaż teraz jest hitem raczej basen, grillowy kącik czy kilka strzeżonych miejsc parkingowych, to w sytuacji zawirowań paliwowych basen nie załatwi sprawy ogrzewania, więc drewno i kominki mają swoją kolejną szansę – jeśli tylko centralne i lokalne władze dostrzegą rolę tego paliwa. Czekają na taki „ruch” właściciele domów.
Duża ilość profesjonalnych firm kominkowych i zduńskich oraz liczna grupa polskich producentów wkładów kominkowych, piecyków i kotłów na pellet robi co może i dzięki swojej aktywności na brak pracy nie narzeka. Ale też czeka na sygnał „z góry”. Jeśli go nie będzie, wyjadą, przepraszam, wyeksportują swoje produkty i usługi tam, gdzie ciepło z drewna jest doceniane. A reszta? Posiadacze domów będą albo kilka lat czekać na przyłącze, albo będzie drogo grzać się byle czym i byle jak, pozostanie tylko płacić i płakać.

Witold Hawajski