Wojna trwa i nic nie zapowiada, że szybko się zakończy. Nie, nie chodzi tutaj ani o wojnę Rosji z Ukrainą, ani nawet o starcia PIS – PO. Chodzi o wojnę pomiędzy pompami ciepła a kotłami na biomasę. Nie jest to jakiś odległy i egzotyczny konflikt, ale problem, który dotyczy pośrednio każdego Polaka. Bo w gruncie rzeczy chodzi o czyste powietrze, którym oddychamy.
Sposobów na oczyszczenie powietrza nad Polską było i jest wiele, ale ten najbardziej znany to program rządowy o takiej właśnie nazwie – CZYSTE POWIETRZE. I to twórcy tego programu, który działa od września 2018 roku, mogą być uznani za tych, którzy o ile nie wywołali wspomnianej wyżej wojny, to do niej w poważnym stopniu się przyczynili. Program Czyste Powietrze jest programem dofinansowania wymiany przestarzałych urządzeń grzewczych, głównie tzw. kopciuchów, na nowoczesne. Już w pierwszej edycji programu okazało się, że „nowoczesne” są w zasadzie pompy ciepła i to one od samego początku są faworyzowane. To jedna strona medalu, bo chociaż wiadomo było, że należy odchodzić od paliw kopalnych, to aż do roku 2022 dotowane były również kotły… węglowe. Co z tego, że klasy V, węgiel to węgiel! Podobnie dziwić może dotowanie kotłów na olej opałowy, od którego odchodzi cała Europa, chociaż w wielu krajach odgrywał on istotną rolę, podobną do węgla w Polsce. Ropa to paliwo kopalne i importowane, więc z jakiego powodu urządzenia je spalające były dotowane? Powszechnie wiadomo, że system grzewczy to nie kanapka, którą się zjada w pięć minut, ale rozwiązanie, które eksploatuje się nawet w najbogatszych krajach przez 10-15-20 lat. Zatem polscy specjaliści od „poprawy” jakości powietrza świadomie zaplanowali LEKKĄ tylko jego poprawę na wiele lat i niejako w pakiecie ciągłą zależność od kosztownego importu. Podobnie było, jest i będzie z gazem, bo gazowe kotły wciąż podlegają dotowaniu, chociaż docelowo mają zniknąć. Za ile lat znikną te, które instalowane są obecnie?
Oczywiście, instalowanie pomp ciepła ma sens, bo są to niezwykle wydajne urządzania, które w sprzyjających warunkach wręcz „pomnażają” energię i faktycznie powinny zastępować przestarzałe, wysokoemisyjne rozwiązania. Ale czy zawsze, wszędzie i monopolistycznie? Przecież należy pamiętać, że pompy ciepła są na prąd, a ponad połowa polskiego prądu nadal pochodzi z… węgla, co z ekologią ma mało wspólnego.

Energetyka wiatrowa i fotowoltaika podlegają w Polsce dużym wahaniom dobowym i sezonowym. Do tego dochodzą budzące wątpliwości uwarunkowania prawne, niedostatki sieci przesyłowych i zmieniane wciąż sposoby rozliczania prosumentów. Zwiększone zapotrzebowanie na energię elektryczną, która jest konieczna do zasilania pomp ciepła, mógłby pokryć w jakimś stopniu prąd z elektrowni atomowych, ale polski atom – w najlepszym razie – pojawi się za ponad 10 lat. Biorąc to wszystko pod uwagę, razi chroniczne lekceważenie przez wiodący narodowy program Czyste Powietrze wspierania kotłów na biomasę, zarówno tych na drewno, jak i na pellety. Oczywiście, dofinansowanie jest, ale mniejsze niż w przypadku pomp ciepła.
Jeśli chodzi o drewno i pellety, to jesteśmy praktycznie samowystarczalni. Dla jednego i drugiego paliwa produkujemy w kraju wysokiej jakości kotły, które mają doskonałą opinię nie tylko u polskich użytkowników, ale również w wymagających krajach Europy. A nawet gdyby kotłów made in Poland zabrakło, mają je nie tylko producenci z odległych kontynentów, ale nawet nasi sąsiedzi.
W jednym sezonie argumentów dla zwolenników pomp ciepła dostarczyły wysokie – ponad rozsądek – ceny pelletu, jakie przyszło płacić posiadaczom kotłów. Ci, którzy posiadali kotły, płakali i płacili, bo nie mieli wyboru. Przeklinali przy tym dzień, w którym dali się namówić na wymianę starego kopciucha na nowoczesny kocioł. Kopciuch mógł przecież palić wszystko, z wyjątkiem opon rzecz jasna. Wybór mieli natomiast ci, którzy dopiero stali przed decyzją o wymianie urządzenia i trudno się dziwić, że wybierali silnie reklamowane pompy ciepła, które miały grzać za grosze. Z „groszy” zrobiły się jednak tysiące, a nawet więcej, bo genialni twórcy wiodącego i bogatego programu jakoś „nie przewidzieli”, że do Polski trafią pompy ciepła o bardzo niskich parametrach, a system ich sprzedaży i montażu będzie bardziej przypominał piramidę finansową, niż odpowiedzialny handel.

W kolejnym sezonie załamanie na „froncie” pompowym wykorzystali sprzedawcy kotłów na biomasę. Dość wysokie, ale ustabilizowane ceny pelletu i drewna pomogły w znalezieniu znacznej grupy chętnych na to rozwiązanie. Jednak to nie koniec, pompy się nie poddają. Administratorzy programu Czyste Powietrze nie tylko wyszli cało z opresji, jaką sami wymyślili, ale stworzyli kolejną poprawkę (która to już od 2018 roku?), czyli tzw. listę ZUM. Trafiają na nią tylko urządzenia grzewcze przebadane w wybranym do tego celu instytucie, a w przypadku wyboru pompy ciepła konieczny jest audyt. Badania urządzeń, oczywiście, kosztują, ale… producentów musi być na to stać, by wejść do gry. Na audyt w programie Czyste Powietrze dodatkowe pieniądze przewidziano. Co to w końcu marne 1200 złotych za sztukę w budżecie liczącym miliardy!
Czy zatem można już ogłosić, jeśli nie pokój, to chociaż zawieszenie broni? Ależ skąd! Sprzedawcy pomp ciepła narzekają, że sprzedają za mało urządzeń. Mają powody do narzekania, bo nie osiągają nawet ułamka rekordowej w skali Europy sprzedaży z roku 2022. No, więc pochylają się nad nimi również zatroskani decydenci i już użytkownicy pomp ciepła mają obiecane niższe taryfy za prąd. Nad użytkownikami kotłów na biomasę nikt się nie pochyla i nadal płacą podatek w wysokości 23% za swoje ekologiczne paliwa. Jak za złoto… i paliwa kopalne. W końcu chcieli sobie biomasą palić, to mają za swoje.
I co będzie dalej? W normalnych warunkach, jeśli nawet nie wolnej gospodarki, a przy uczciwym i perspektywicznie ustawionym programie dotacji, pewnie rynek ułożyłby wszystko sam. Na tych, co pragną urządzeń bezobsługowych i nie mają chęci na przerzucanie worków z pelletem, i za ten komfort są gotowi więcej zapłacić. I na tych, co wolą być niezależni i polegać na swobodnym wyborze dostawcy pelletu czy drewna, niż na monopolistach energetycznych, nawet za cenę większego zaangażowania w obsługę kotła. To chyba jednak jest nierealne, więc wojna pomp ciepła i kotłów na biomasę będzie nadal trwała.
Jak napisałem wyżej, walka nie jest jednak równa, bo wciąż więcej „amunicji”, mimo obietnic i ustaleń pokojowych, trafia do producentów i dystrybutorów pomp ciepła. Armii „biomasowej” pozostaje albo wojna partyzancka, albo poszerzenie swojej oferty o… pompy ciepła, aby przeciwnika zwalczać jego własną bronią. I chyba ma to już miejsce, bo oddziały dysponujące nie tylko kotłami na biomasę, ale też pompami ciepła są coraz liczniejsze.
Chociaż nowa edycja programu Czyste Powietrze nadal nie rokuje, że w krótkim czasie osiągniemy pokój, mam nadzieję, że nadejdzie jednak moment, gdy wszyscy dojdą do wniosku, że wojna nie ma sensu, bo chociaż pochłania miliardy, wyniszcza wartościowe branże i nie doprowadzi faktycznie do czystego powietrza nad Polską. Podobno o czyste powietrze chodzi, a „Czyste Powietrze” jest tylko narzędziem… A może odwrotnie? Sam już się pogubiłem!
Witold Hawajski